W dniu meczu więcej mówiło się niestety o wydarzeniach pozaboiskowych niż o tym, co miało się dziać na placu gry. Pojawiały się coraz to częstsze informacje, że nie wszyscy kibice Legii będą mogli wejść na stadion. A to oznaczało jedno – nie wejdzie nikt, bo wiadomo było, że fani uniosą się honorem i pozostaną pod stadionem. W końcu kibice Legii nie wytrzymali i wdali się w karczemną awanturę z policją. W ruch poszły pachołki i inne przedmioty, kibice odpalili race. Atmosfera była naprawdę gorąca.
- Dla mnie to ogromny skandal, który powtarza się już nie pierwszy raz – mówi Tobiasz. - Dotarły do mnie zdjęcia z tych wydarzeń. Powtarza się sytuacja z Alkmaar i po raz kolejny nie jest to z naszej winy, tylko organizatorów. Sami proszą się o problemy – podkreśla bramkarz, który wskazuje na jeden ważny szczegół.
- To w ogóle absurd, że nasz prezes jest jedną z najważniejszych osób w UEFA, a dopuszcza się do takich rzeczy. Może i dobrze, że się wszyscy nas boją, bo rośniemy dzięki temu w siłę. Ale bez przesady, nie róbmy z tego jaj – denerwuje się Tobiasz.
Legia wstydu na Wyspach nie przyniosła, ale i tak wróciła do kraju bez punktów. Tobiasz widzi jednak progres w grze zespołu.
- Uważam, że nie mamy się czego wstydzić po tym meczu. Graliśmy odważnie, bez kompleksów. Rozgrywaliśmy piłkę od tyłu, niczego się nie baliśmy w tym meczu. Nie brakowało nam niczego oprócz skuteczności. W obu meczach graliśmy odważnie, pewnie, tylko brakowało wykorzystywania okazji – analizuje.
Przed legionistami już tylko jeden mecz w fazie grupowej. Żeby awansować do fazy play-off, trzeba zrobić choć punkt z Alkmaar.
- Na żaden mecz nie trzeba nas nakręcać, bo sami siebie motywujemy. Ale to prawda, że z zespołem z Alkmaar mamy do wyjaśnienia niefajne bo niefajne, ale jednak rachunki – przypomina Tobiasz.