"Super Express": - Jak oceniasz szanse Legii na awans do 1/8 finału Ligi Europejskiej?
Janusz Gol: - Nie będę się oszukiwał i mówił, że są wielkie. Po 2:2 w pierwszym spotkaniu stanęliśmy przed piekielnie trudnym zadaniem. W Lizbonie musimy pokazać wielką determinację. Na pewno nie położymy się przed Sportingiem. Nie jedziemy tam odbębnić meczu, tylko walczyć.
- Jesteście na siebie źli po remisie w pierwszym meczu?
- Oczywiście! Czujemy ogromny niedosyt, bo mieliśmy więcej sytuacji od Sportingu i chyba byliśmy lepsi. Ale cóż, mleko się rozlało. Chyba zabrakło nam doświadczenia na arenie międzynarodowej. Musimy wziąć się garść i stawić rywalom czoła w rewanżu.
- Analogia do jesiennego meczu ze Spartakiem Moskwa nasuwa się sama. Myślisz, że tym razem też jesteście w stanie awansować po remisie 2:2 w meczu u siebie?
- Powtórzenie Moskwy byłoby czymś wyjątkowym, ale chcemy tego dokonać! Zadanie jest trudniejsze niż wtedy. Ale sport jest przewrotny i Sporting na pewno nie może czuć się pewnie przed rewanżem.
- Chyba nie muszę ci przypominać, kto strzelił w Moskwie zwycięską bramkę...
- No tak, tego gola zdobył... Janusz Gol (śmiech). To był jeden z fajniejszych momentów w moim życiu, dał mi mnóstwo radości. Mówią, że nic dwa razy się nie zdarza, ale... Jeśli znów byłbym bohaterem meczu, nie posiadałbym się ze szczęścia!
- Na co powinniście uważać w rewanżu?
- Trzeba wyeliminować z gry skrzydłowych Sportingu, którzy w Warszawie uprzykrzyli nam życie. Podobno na mecz z nami ma wrócić Jeffren Suarez, a to świetny zawodnik. Musimy go powstrzymać.
- Czy to, że na zwycięzcę waszego dwumeczu czeka FC Porto lub Manchester City, dodatkowo was mobilizuje?
- Pewnie! Każdy marzy, żeby kiedyś zagrać przeciwko takim zespołom. Awans dałby nam porządnego kopa, a nie ukrywam, że po ostatnich niepowodzeniach potrzebujemy takich pozytywnych bodźców.
- W jaki sposób przygotowywałeś się do meczu w Lizbonie?
- Starałem się przede wszystkim zapomnieć o porażce z Górnikiem w niedzielę, która mocno nas ukłuła. I poniekąd się udało. Dzień przed wylotem byłem w kinie na "Sherlocku Holmesie", a nie na... "Mission Impossible". Nie chciałem sobie psuć humoru (śmiech). W Lizbonie musimy być właśnie tak sprytni jak Holmes. Awans nie jest zadaniem niewykonalnym.