Nikt nie spodziewał się aż tak gigantycznych emocji we wczorajszym ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Ostatecznie to Tottenham wyeliminował Manchester City, choć podopieczni Pepa Guardioli wygrali mecz na Etihad Stadium 4:3. O wszystkim zadecydowała bramka strzelona przez Heung-Min Sona na własnym stadionie.
Wielkie kontrowersje wzbudziło trafienie hiszpańskiego napastnika Kogutów, Fernando Llorente. Powtórki pokazywały, jakoby snajper dotknął piłki łokciem i tak skierował ją do siatki. Kilkanaście godzin po meczu wciąż trwają poważne analizy sytuacji. Największe wątpliwości budzi jednak fakt, czy pojawiła się tam celowość.
Najnowsze wytyczne w przepisach mówią o tym, by żadna z bramek zdobyta uderzeniem ręką - niezależnie od tego czy celowo, czy nie - nie była uznawana. Arbiter Cayut Cekir oglądał jedynie takie powtórki, które uniemożliwiały mu jednoznaczne stwierdzenie, czy doszło do naruszenia przepisów.
Głos w sprawie zabrał trener "Obywateli", Pep Guardiola. - Strzeliliśmy bramkę, a VAR zrobił resztę. Centymetry decydowały. Nasz gol padł ze spalonego, to było okrutne. Przy bramce Llorente na 4:3 było zagranie ręką. Może sędzia nie widział właściwego obrazu. Z innej kamery to ręka - mówił na pomeczowej konferencji hiszpański trener.
Tottenham Hotspur zagra w półfinale Champions League z Ajaksem Amsterdam, który wyeliminował Juventus Turyn. We Włoszech również doszło do zaciętego spotkania, ale ze zdecydowanym wskazaniem na Holendrów. W angielsko-angielskiej rywalizacji lepszy byli "The Citizens".