Kiedy 11 kwietnia przed meczem Ligi Mistrzów zaatakowano autokar z piłkarzami Borussii Dortmund, pierwsze podejrzenia padły na islamskich terrorystów. Te spekulacje pogłębił jeszcze list, który znaleziono na miejscu zdarzenia. Miał on wskazywać na powiązania czynu z "państwem islamskim". Jednak śledztwo niemieckiej prokuratury szybko podważyło jego wiarygodność. Okazało się, że brakuje w nim kilku stałych elementów, pokazujących się we wcześniejszych takich dokumentach ISIS.
Dziesięć dni po zdarzeniu policja zatrzymała Sergieja W., posiadającego niemiecki i rosyjski paszport. Jak się okazało, 28-latek planował wzbogacić się dzięki zamachowi. Zakupił "trzy rodzaje instrumentów finansowych", licząc, że w skutek ataku notowania Borussii na giełdzie spadną. Niemiecki dziennik "Bild" obliczył, że zamachowiec mógł się wzbogacić nawet o sumę oscylującą wokół 4 milionów euro.
Na bieżącym etapie śledztwa prokuratura jest już pewna, że za zamachem nie stała żadna organizacja terrorystyczna. Ten wątek został już wykluczony i nie będzie brany pod uwagę w dalszych działaniach niemieckich organów ścigania.