"Super Express": - Erling Haaland szokuje piłkarski świat seryjnie zdobywanymi golami, mimo że ma zaledwie 19 lat. A wszystko, można powiedzieć, zaczęło się w Polsce, latem na mś do lat 20, gdy zdobył 9 goli w meczu z Hondurasem, bijąc wszelkie rekordy... Jest pan zaskoczony, zszokowany, a może w ogóle nie dziwi pana, że strzela jak maszyna, zarówno w lidze austriackiej jak i Lidze Mistrzów? 23 bramki w 17 meczach tego sezonu dla Salzburga. Przecież to niesamowite.
Pal Johansen: - Powiem tak: to co mnie zaskakuje, to nie to, że strzela. Zaskakuje mnie fantastyczna regularność. Bo on strzela w weekendy, w środku tygodnia, w w weekendy i znów w środku tygodnia. Tak w kółko. To, że utrzymuje super formę przez długi czas w tak młodym wieku - tak, tym mnie zaskoczył in plus. Natomiast bramki, i to seryjnie, strzelał od dawna. Jeszcze w Molde, w lidze norweskiej, potrafił zdobyć cztery bramki w meczu, i to w pierwszej połowie.
- W tym sezonie Ligi Mistrzów Haaland ma już siedem goli, co jest jednym z najlepszych wyników Champions League w całej historii, jeśli chodzi o nastolatka. Myśli pan, że Erling może rzucić wyzwanie Lewemu w walce o koronę strzelców? Polak ma o bramkę mniej i jest drugi.
- Myślę, że Haaland wciąż musi się uczyć od Lewandowskiego. To nie jest moment na porównanie poziomu obu graczy. Robert jest obecnie najlepszym napastnikiem świata, Erling dopiero zaczyna. Poza tym, myślę, że Bayern zagra w tym sezonie Ligi Mistrzów więcej meczów od Salzburga, więc Lewy będzie miał więcej okazji do strzelania goli. Ale spokojnie Haaland może powalczyć z Robertem o króla strzelców fazy grupowej. Natomiast kontynuując wątek o uczeniu się: Halaand wciąż powinien podpatrywać wielkich - a z Salzburga do Monachium daleko nie ma (śmiech).
- Pracował pan z Halaandem w norwerskiej kadrze U19/U20. Czy prawdą jest, że musiał czasem mniej trenować, bo tak gwałtownie rósł?
- Tak, to prawda. W czasach juniorskich zdarzało mu się tak szybko rosnąć, że nie mógł do końca wykonywać pewnych ćwiczeń, bo przy bardzo dynamicznym rozwoju organizmu trzeba odpowiednio dawkować różne elementy treningu. A więc tak było, Haalanda musieliśmy czasem stopować. Myślę, że on przestał rosnąć dopiero rok temu i moim zdaniem to jest też w pewnym sensie odpowiedź na temat eksplozji jego formy: ciało się "uspokoiło", więc mógł się już skupić tylko na treningu. Efekty są rzeczywiście piorunujące.
- Można powiedzieć, że jego wielkie strzelanie zaczęło się w Polsce, gdzie w meczu z Hondurasem w Lublinie zdobył dziewięć goli. Przecież to coś niesamowitego...
- Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Choć do tej pory nie możemy odżałować, że tamten wynik, 12:0, nie dał nam awansu. Zadecydowały poprzednie dwa mecze, w których Haaland nie był jeszcze w najwyższej formie. Bo on przed tamtym mundialem miał bodaj tylko 2 mecze w barwach Salzburga, właśnie tego rytmu meczowego mu wtedy jeszcze brakowało. A co do meczu z Hondurasem... Nie przestawaliśmy strzelać, bo wiedzieliśmy, że na końcu mogą się liczyć bramki,a po drugie zespół chciał pomóc Erlingowi wywalczyć koronę króla strzelców. Choć trochę zostaliśmy z tym wyczynem jak kiedyś Rosjanie na mundialu. Salenko strzelił 5 goli Kamerunowi, ale nic im to nie dało...
- Z czystej ciekawości: Haaland wziął wtedy trzy piłki, za trzy hat tricki, czy jedną?
- (śmiech). Nie pamiętam dokładnie, ale chyba zadowolił się jedną.
- Na czym polega piłkarski fenomen Haalanda? Jak na swój wzrost, 191 cm, jest niesamowicie sprawny...
- Oczywiście, to też, ale zacząłbym od świetnego rozumienia piłki. Jak wiadomo, to syn byłego reprezentanta Norwegii, gracza angielskich klubów. Zresztą, część dzieciństwa Haaland spędził właśnie w Anglii, urodził się w Leeds. Wyrastał w piłkarskim domu, w piłkarskim otoczeniu i moim zdaniem to mu bardzo pomogło. On taktykę łapie w lot. Po drugie - tak, bardo duża sprawność, gibkość jak na tak wzrost. Po trzecie wszechstronność, potrafi strzelać lewą nogą, głową, z bliska, z daleka. Po czwarte to piłkarz zespołowy. Po piąte, niesamowita skromność. Byłem w styczniu u niego w Salzburgu, gdy zobaczyłem jak pracuje, upewniłem się, że będzie dobrze. Mówię nie tylko o pracy z zespołem, ale i indywidualnej.
- Zanim zaczął szlifować pan talent Halanda, pracował pan w Legii, jako asystent Henninga Berga. Jak pan wspomina ten okres?
Johansen przechodzi na język polski: Tak, tak. Ja wszystko rozumiem. Nie mówię do końca, ale znam trochę polski.|
- Właśnie słyszę. W Łodzi, na mś U20, powiedział mi pan, że to był świetny czas...
- Bo był! Może nie mieliśmy szczęścia do biurokracji, bo przez nią nie mieliśmy szansy awansować do Ligi Mistrzów, ale bardzo fajnie pokazaliśmy się w Lidze Europy. Czy śledzę wyniki Legii? Oczywiście, że tak. Tydzień w tydzień, mecz po meczu. Wiem, że wygraliśmy z Arką i jesteśmy liderem!
- Widzę, że faktycznie jest pan z Legią nie bieżąco..
- Bo to mój drugi dom (słowa "mój drugi dom" padają po polsku). Bardzo lubię polską ligę, również za piękne stadiony, za to, że jest wyrównana. Wprawdzie najczęściej wygrywa ją Legia, ale w ostatnim sezonie się nie udało. Głęboko jednak wierzę, że tytuł wróci teraz do Warszawy. Aha - atmosfera. Tej z meczów na Legii nie da się zapomnieć.
- A może tu wrócicie z Henningiem Bergiem? Niedawno Legia sondowała ten temat...
- Henning trafił na Cypr, ja zostałem samodzielnym trenerem, co bardzo mi odpowiada. Skupiam się na pracy z norweską młodzieżą, trenuję teraz kadrę U18. Ale któregoś dnia, kto wie? Bo, jak mówię, Polskę wspominam bardzo, bardzo dobrze.