Mogło się wydawać, że w futbolu chodzi o czyste emocje, walkę maluczkich z wielkimi. O to, by biedniejszy klub od czasu do czasu miał szansę ograć wielki Real Madryt. Mogliśmy wierzyć, że pieniądze oczywiście są ważne, ale ostatecznie na boisku gra 11 na 11 i wszystko może się zdarzyć. Okazuje się, że nie może. Giganci z Superligi chcą grać ze sobą, a maluczcy mają oglądać ich w telewizji. Pogoda dla bogaczy.
Uwielbiam film „Skazani na Shawshank”. Ale gdybym włączał go raz w tygodniu, pewnie obrzydłby mi tak szybko, jak mnie zafascynował. Tak samo jest z meczami topowych drużyn. Fajnie jest na nie czekać tygodniami, analizować składy, czytać komentarze. Żyć nimi. Kiedy hity będziemy mieli raz w tygodniu, mogą nam się zwyczajnie przejeść i odbić czkawką.
Grzegorz Krychowiak wyznał, z jakiego powodu doznawał kontuzji. Robi to każdy, trzeba uważać!
Najświeższy przykład – Legia Warszawa z 2016 roku. Wojskowi w grupie Ligi Mistrzów rywalizowali z potęgami, które za chwilę mogą grać w Superlidze – z Realem Madryt i Borussią Dortmund. OK, mecze z BVB to była klęska (0:6 i 4:8), ale już spotkanie z „Królewskimi” i remis 3:3 kibice Legii będą wspominać latami. Zasada bij mistrza obowiązuje w każdym sporcie i w futbolu również powinna. Niestety, po powstaniu Superligi mistrzów nie będzie można już tknąć.