„Super Express”: - FC Kopenhaga niemal rok w rok zbiera doświadczenia w pucharach. Na jej tle Raków to niemal beniaminek. Faworyta nietrudno wskazać?
Arkadiusz Onyszko: - Wręcz przeciwnie. Uważam, że w Sosnowcu szykuje się megaciężki mecz dla gości. Fakt, mają w swych szeregach wielu reprezentantów Danii i kilku innych krajów, mnóstwo indywidualności. Na dodatek trenerzy nie boją się ryzyka: do ostatniego rzutu karnego w Pradze wyznaczony został… 17-letni Roony Bardghji, który wykonał go „Panenką”!
- Wszystkie te argumenty zdają się wskazywać na to, że Kopenhaga „przespaceruje się” po Rakowie!
- Niekoniecznie. Futbol duński ogólnie – a Kopenhagi już szczególnie - oparty jest na ofensywie. Duńczycy uwielbiają otwartą piłkę, w której… łatwo ich skaleczyć. Niezależnie od doskonałego bramkarza – o którym za chwilę, najsłabszym punktem FC jest gra obronna. A Raków z kolei jest niesamowicie skuteczny w defensywie i groźny w kontrach. Przekonany jestem, że Kopenhagę czeka bardzo ciężka rywalizacja. Dużo trudniejsza niż ze Spartą!
- No proszę! Ale Duńczycy tym razem będą mieć atut w postaci rewanżu u siebie.
- Tak, to jest atut. Na Parken na pewno będzie komplet, z 50 tysięcy ludzi. To jest niesamowicie akustyczny stadion, Raków jeszcze nie miał okazji na takim grać. Trzeba być bardzo mocnym psychicznie, by ten kocioł wytrzymać. Samo boisko jest bardzo twarde, bo na obiekcie często odbywają się koncerty.
- A zatem rokowania na dwumecz?
- Mimo wszystko: pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Wielkim atutem Rakowa jest nie tylko organizacja gry na boisku, ale i organizacja klubu. Perfekcyjna. Zadziwia mnie to, że w żadnym polskim klubie nie próbuje się powielać tego modelu.
- Dobra, wróćmy do sportu. Nie mogę nie zapytać pana – jako byłego bramkarza i trenera tego fachu – czy wolałby pan mieć w drużynie Kamila Grabarę – jak Kopenhaga, czy Vladana Kovacevicia – jak Raków?
- Ja zawsze jestem zero-jedynkowy, więc odpowiadam wprost: Kamil Grabara.
- Dlaczego?
- Uwielbiam jego charakter. To nie jest przypadek, że robi wielką karierę w Danii. Jest świetnie wyszkolony, a jego styl bycia i pewność siebie mocno oddziałują na całą drużynę, która dobrze się z nim czuje. Ja po prostu lubię ludzi z buńczucznym charakterem, mających swoje zdanie, idących pod prąd.
- Mam wrażenie, że mówi pan o… młodym Arkadiuszu Onyszce.
- Dziś już trochę złagodniałem, ale tak, miałem podobne cechy.
- Powiedział pan o świetnym wyszkoleniu Kamila. Wyniósł to z Polski, czy dopiero przygoda z Anglią, i teraz z Danią, dały mu owo techniczne przygotowanie?
- Zapewne na każdym etapie budował swą jakość. Ale nie oszukujmy się: mamy w Polsce najlepszą szkołę bramkarską, „produkujemy” doskonałych bramkarzy i nieprzypadkowo o tę pozycję w reprezentacji każdego rocznika możemy być spokojni. Natomiast wyjazd na Zachód, do Anglii, dał mu wiele: przede wszystkim możliwość treningów z wielkimi gwiazdami w tym fachu. Do Danii z kolei trafił już jako bramkarz kompletny. Oczywiście może jeszcze się rozwijać w aspektach taktycznych, ale pod względem wyszkolenia technicznego jest golkiperem w pełni ukształtowanym. A fundamenty tego wyszkolenia – powtórzę - wywiózł z Polski. I jest bardzo sprawny.
- Aktywność w mediach społecznościowych – często kontrowersyjna - nie zabiera mu koncentracji na boisku?
- Nie. Tak jak pewny jest swego zdania w publicznej debacie i nie robi w niej kroku w tył, tak samo nie robi go na boisku. Podejmuje na nim decyzje przemyślane, zazwyczaj dobre. Tym samym daje spokój całej drużynie: „OK, mamy za plecami pewniaka”. Nie gra na alibi, przy każdej wrzutce robi krok do piłki… To wszystko wpływa na to, że jest dziś w FC Kopenhaga królem! Tak, królem! Kibice śpiewają o nim piosenki. Ja się bardzo cieszę, że on podtrzymuje dobre tradycje polskich bramkarzy w Danii.
- I cały czas zadziwia czymś nowym. Ostatnio – choćby kartką, na której zapisane miał sposoby wykonywania karnych przez zawodników Sparty.
- Kartka kartką, oczywiście taka informacja od trenera jest ważna. Ale na koniec to bramkarz podejmuje decyzję i w tym momencie najważniejsza jest jego „czutka”. A Kamil ją ma!
- A jednak w kontekście reprezentacyjnym wciąż jest numerem cztery. Czy to dlatego, że gra w Danii, a nie we Włoszech?
- Może ze względu na ten jego publiczny wizerunek? Na to, jak się wypowiada? A my jak to my: boimy się, że coś chlapnie w reprezentacji, więc go marginalizujemy. To, moim zdaniem, ogromny błąd, choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że konkurencję – Wojtek Szczęsny, Łukasz Skorupski, Bartek Drągowski – rzeczywiście ma na światowym poziomie. Ale Kamil występuje w topowym klubie europejskim, grającym regularnie w pucharach, a ostatnio – w Lidze Mistrzów. Poza Wojtkiem nie mamy drugiego takiego golkipera! David Nielsen, trener Kamila w AGF Aarhus podczas wypożyczenia z Liverpoolu, a mój kolega z czasów wspólnych występów w Odense, wiele razy powtarzał mi, że nie rozumie faktu pomijania Grabary w reprezentacji Polski.
- Juventus, Fiorentina, Bayern, Wolfsburg – takie nazwy padały w kontekście jego ewentualnego transferu. Ale na razie samych przenosin brak. W tych klubach też się boją chłopaka?
- Nie sądzę. Natomiast myślę, że on sobie sam kalkuluje w głowie pewne rzeczy, również te transferowe. Mieszka w pięknym mieście. Gra w dobrym klubie, na przepięknym narodowym stadionie duńskim. Ma spokojne życie, osiąga sukcesy w drużynie klasy europejskiej. Przeprowadzka do klubu, w którym nie ma gwarancji pozycji bramkarza numer 1 i który niekoniecznie musi kwalifikować się do pucharów, jest ryzykiem. Pieniądze? W Danii zarabia – jak sądzę – naprawdę dobrze, bo obcokrajowcy płacą tutaj mniejszy podatek niż miejscowi. Ja bym na jego miejscu też głęboko się nad odejściem zastanowił.
- W Sosnowcu Grabara będzie mieć za plecami niekoniecznie przyjazną mu publikę. Ale – jak rozumiem – wytrzyma „hejt”?
- Nie wyobrażam sobie, że ktoś mógłby Kamila – polskiego bramkarza, z reprezentacyjną przyszłością - obrażać na polskim stadionie. Musimy nauczyć się szacunku: nie plujmy na swoich tylko z tego powodu, że grają dla zagranicznego klubu.
- Vladan Kovacević w bramce Rakowa to silny punkt?
- Potwierdzam słowa sprzed pół roku: Kovacević to numer jeden w ekstraklasie. Z dużym spokojem, świetnie radzący sobie na linii, na przedpolu. Może tylko trochę powinien poprawić grę nogami.
- On też podobno był rozpatrywany przez Bayern w kontekście transferu?
- Pogłoski o tym, że może pójść do Monachium, trzeba chyba – przynajmniej na razie – między bajki włożyć. Bayern bierze tylko reprezentantów kraju albo zawodników regularnie grających w Lidze Mistrzów lub Lidze Europy. Ale… wszystko przed Vladanem!
- No to po tej analizie upewnię się jeszcze raz: Grabara czy Kovacević?
- Obaj są w stanie w pojedynkę wygrać mecz dla swego zespołu, ale Grabara jednak jest o półkę wyżej niż Kovacević.