Choć pierwszy mecz ze Spartakiem Trnawa w II rundzie eliminacji Ligi Mistrzów był w wykonaniu Legii Warszawa prawdziwą kompromitacją, to kibice wciąż wierzyli, że uda się odrobić stratę i awansować. Ale czy w ogóle były do tego podstawy? Przed własną publicznością "Wojskowi" zagrali katastrofalnie. Bez pomysłu, bez zaangażowania, bez siły. Ich dramatyczną postawę próbowano tłumaczyć tajemniczym wirusem, jaki rzekomo ich dopadł, ale inne mecze tego sezonu pokazały, że problem leży chyba o wiele głębiej.
Co prawda po drodze było jeszcze zwycięstwo z Koroną Kielce 2:1, ale i tam podopieczni Deana Klafuricia nie dali podstaw do tego, by być pewnym odwrócenia losów dwumeczu. I już od pierwszych minut rewanżu potwierdzało się to na boisku. Co prawda Legia grała nieco lepiej, niż tydzień wcześniej, miała optyczną przewagę, ale nie przekładało się to na jakiekolwiek zagrożenie pod bramką rywali.
Nieliczne ataki gości przypominały walenie głową w mur. Nie pomagał im ten, który - przynajmniej teoretycznie - powinien prowadzić grę. Miroslav Radović znów był całkowicie niewidoczny, a niemal każdy jego kontakt z piłką kończył się stratą. Jednak to nie jego indywidualny występ był w tej pierwszej połowie najgorszy. Serba przebił bowiem swoją głupotą Marko Vesović. Najpierw w zupełnie niegroźnej sytuacji sfaulował rywala na żółtą kartkę. Niedługo później nieprzepisowo zatrzymał kontrę, a sędzia pokazał mu drugie "żółtko" i wyrzucił z boiska.
Od tamtego momentu sytuacja Legii jeszcze mocniej się skomplikowała, ale już po chwili okazję do strzelenia pierwszego gola miał Jose Kante. W sytuacji sam na sam jednak fatalnie skiksował, a do przerwy gole już nie padły. Po przerwie długo też się na to nie zanosiło, ale trener Dean Klafurić poszedł po rozum do głowy i wpuścił na boisko tych piłkarzy, którzy w ostatnich tygodniach prezentowali się najlepiej - Cafu i Carlitosa. Ich zmiany dały duży impuls gościom, bo w 63. minucie gola na 1:0 zdobył Inaki Astiz, któremu asystował właśnie były napastnik Wisły Kraków.
Hiszpan był niezwykle groźny - dryblował, strzelał, podawał. Mógł zdobyć gola, ale zabrakło mu skuteczności. Mógł też zaliczyć drugą asystę, jednak w stuprocentowej sytuacji zimnej krwi nie zachował Cafu. Ale mimo to przed najważniejszym fragmentem spotkania - na dziesięć minut przed końcem - legioniści wciąż mieli prawo wierzyć w doprowadzenie do dogrywki.
I wtedy przegrzały się styki w głowie kolejnego z zawodników pochodzących z Bałkanów. Domagoj Antolić postanowił pójść w ślady Marko Vesovicia, w ciągu czterech minut złapał dwie idiotyczne żółte kartki i goście musieli kończyć mecz w dziesiątkę. A to był zbyt dużo jak na ich siły. Do końca meczu nie zdołałi strzelić gola, choć szansę miał chociażby Jose Kante.
Legia odpada więc z eliminacji Ligi Mistrzów, a wyeliminował ich nie tylko mistrz Słowacji, ale też sabotażyści Vesović i Antolić. Odpadnięcie z takim rywalem to kompromitacja, a trener Dean Klafurić może chyba powoli pakować walizki. Bo swoimi decyzjami w tym meczu praktycznie podpisał na siebie wyrok. Trudno się spodziewać, by po takiej klęsce prezes Dariusz Mioduski był skłonny jeszcze mu zaufać.
Co ciekawe to nie koniec przygody Legii z europejskimi pucharami. W wyniku kolejnej reformy "Wojskowi" trafią teraz do III rundy eliminacji Ligi Europy. I muszą zrobić wszystko, by nie powtórzyć historii z poprzedniego sezonu, kiedy to nie zakwalifikowali się ani do LM, ani do LE.
SPARTAK TRNAWA - LEGIA WARSZAWA 0:1 (0:0)
Bramki: Inaki Astiz 63
Żółte kartki: Martin Toth, Jan Vlasko
Czerwone kartki: Marko Vesović (dwie żółte), Domagoj Antolić (dwie żółte)
Spartak: Chudy - Toth, Godal, Conka - Kadlec, Grendel (70 Miesenbock), Sloboda (76. Vlasko), Gressak, Rada - Jirka, Egho (91. Hladik)
Legia: Malarz - Wieteska, Astiz, Pazdan (52. Carlitos), Hlousek - Antolić, Mączyński (80. Hamalainen) - Vesović, Radović (46. Cafu), Kucharczyk - Kante
WYNIKI NA ŻYWO - sprawdź na kogo warto postawić
Tabele i statystyki z 16 dyscyplin