- Dotarło już do ciebie, że od wtorku wieczorem mówi o tobie cała Europa?
- Masz na myśli to, że odczarowałem stadion Chelsea, na którym w tym sezonie rywalom tak trudno przychodzi strzelanie goli? Koledzy już mi o wszystkim powiedzieli, że przerwałem passę angielskiej drużyny. Prawie tysiąc minut z czystym kontem budzi szacunek. Jednak przyznaję, że wychodząc na boisko o tym nie wiedziałem. Zadziała siła nieświadomości (śmiech). Okazuje się, że nie ma rzeczy niemożliwych, których by człowiek nie dał rady zrobić. Nasz remis to miła niespodzianka na koniec zmagań w Lidze Mistrzów.
- Ostatnie tygodnie nie były dla ciebie udane, bo walczyłeś z kontuzją. Wierzyłeś, że na koniec fazy grupowej możesz strzelić gola i to w starciu z tej klasy rywalem co Chelsea Londyn?
- Kiedyś zastanawiałem się, czy w ogóle jest szansa, abym to ja kiedykolwiek zagrał w tych rozgrywkach. Jednak zadebiutowałem jako piłkarz APOEL-u Nikozja w meczu z Atletico w Madrycie. To wspaniałe uczucie, gdy grasz na pięknym stadionie, a z trybun obserwuje cię kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Atmosferę Champions League zaczynasz czuć już słuchając hymnu Ligi Mistrzów. A na koniec jeszcze masz okazję zmierzyć się ze znanymi graczami. Oczywiście marzyłem, aby strzelić gola. Dla mnie to przyjemny moment. Pamiętam, że ostatnio bramkę w LM zdobył Marek Saganowski, a wcześniej to chyba Emmanuel Olisadebe.
- Czy była szansa na pokonanie Chelsea?
- Trzeba być uczciwym: mecz toczył się pod dyktando angielskiej drużyny. Strzeliliśmy gola i czekaliśmy na kontry. Ja od razu spojrzałem na sędziego, czy czasem nie podniósł chorągiewki i nie sygnalizował pozycji spalonej. Angielski zespół na nasze trafienie odpowiedział dwoma bramkami. Gdy wyrównaliśmy na 2:2 to poszliśmy za ciosem i chcieliśmy przywieźć skalp Anglików. Była bramkowa okazja, ale zabrakło dokładności. Nie ma co marudzić, bo nie każda drużyna w Europie ma okazję strzelić gola na stadionie Chelsea. Tymczasem mistrz Cypru uczynił to dwukrotnie.
- Czy wcześniej miałeś okazję rywalizować przeciwko któremuś z piłkarzy wicemistrza Anglii?
- Gdy w drugiej kolejce graliśmy z Chelsea u siebie to ja akurat miałem problem z kontuzją. Musiałem odpuścić. Wolałem być zdrowy na rewanż. Dlatego teraz miałem swój debiut w Londynie. W wywiadach powtarzałem, że najbardziej cenię Didiera Drogbę - bramkostrzelnego i charyzmatycznego "kolegę po fachu", ale prawda jest taka, że każdy z piłkarzy ze Stamford Bridge zasługuje na uznanie.
- Wymieniłeś się więc po meczu koszulką z napastnikiem reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej?
- Nie, ale mam za to koszulkę innego uczestnika mistrzostw świata. Moją koszulkę wziął bowiem John Terry, a jego przypadła mnie. Anglik to najwyższa półka, bardzo dobry obrońca. Jednak piłkarze APOEL-u pokazali, że przed nikim nie ma co pękać i każdego można oszukać.
- Mimo remisu w Londynie, APOEL żegna się z Ligą Mistrzów i europejskimi pucharami. Jesteście zawiedzeni?
- Nie ukrywam, że pozostał niedosyt. Od szczęścia, czyli trzeciego miejsca w grupie i awansu do Ligi Europejskiej zabrakło nas tylko jednego punktu! Jeśli już przegrywaliśmy z Porto, czy wcześniej z Chelsea to minimalnie. Nie mieliśmy takich wpadek jak Atletico Madryt. Jednak to hiszpański klub gra dalej. A kopciuszek z Cypru nie musi się wstydzić, bo na balu piłkarskich tuzów dobrze się zaprezentował. Bądźmy szczerzy: nasi rywale w grupie byli bardziej doświadczeni i poukładani piłkarsko niż APOEL.