Kamil Glik zachowywał spokój po spotkaniu z Chile. Stoper Benevento zagrał 45 minut na stadionie Legii Warszawa i przyznał, że… wystarczy. W ostatnim czasie dopiero wrócił po miesięcznej przerwie. Zagrał mecz w Serie B, w starciu z Chilijczykami „wybiegał to co miał wybiegać”. Oto, co powiedział na spotkaniu z dziennikarzami po zwycięskim sparingu:
Dlaczego po przerwie zastąpił go Bartosz Bereszyński…
- Trener też na konferencji mówił, ustaliliśmy przed meczem, że zagram od 45 do 60 minut maksymalnie. Trener podjął taką decyzję, również patrząc na boisko. Ono nie było łatwe do grania. Nie biegało się łatwo, a wracając po kontuzji, to trzeba jeszcze bardziej uważać. Łatwiej o jakiś nawrót kontuzji. Dlatego tacy zawodnicy jak Michał Skóraś i Krystian Bielik odpoczywali, niedawno mieli problemy zdrowotne, a lepiej dmuchać na zimne.
- Wróciłem po 4 tygodniach kontuzji. Zagrałem w zeszłym tygodniu jeden mecz. Czułem się dobrze, w meczu z Chile również. Wybiegałem to co miałem. Ta przerwa nie była jakaś super długa, raptem cztery mecze. Pod względem fizycznym jestem gotowy i mogę się spokojnie przygotowywać do mundialu.
Forma kadry na kilka dni przed mundialem…
- Każda reprezentacja ma coś do naprawy. Nie ma kadr idealnych. Trzeba pracować nad tym byśmy poruszali się dobrze, jako drużyna. Jest kilka elementów, nad którymi trzeba popracować. Myślę, że będziemy mieć trochę czasu. Na takich imprezach stałe fragmenty gry mogą być rzeczą bardzo ważną. Z Chile strzeliliśmy gola w taki sposób. Tak jak Meksykanie upatrują szanse w jakiś elementach, my widzimy ją w stałych fragmentach gry. Na pewno mamy kilku zawodników, którzy dobrze grają głową i te sytuacje możemy dobrze wykorzystać.
Jak może wyglądać gra w meczu z Meksykiem…
- Myślę, że nasza kadra zawsze była mocna w grze z kontrataku. Ustawiona raczej z tyłu, mająca dobre stałe fragmenty. Tak graliśmy od wielu lat. Również za czasów, gdy osiągaliśmy sukcesy z trenerem Adamem Nawałką. Nie graliśmy jakoś ładnie, ale graliśmy pragmatyczną piłkę. Byliśmy dobrze ustawieni z tyłu, na bokach hulał Kamil Grosicki i Kuba Błaszczykowski. Robert dostawał od nich piłki i jakoś te bramki padały. Graliśmy piłkę prostą, ale taką, która przynosiła efekty. I tak to teraz też powinno być.
Czy z racji faktu, że to (zapewne) jego ostatni mundial jest dodatkowa motywacja…
- Mundial to mundial. Nie ma dodatkowej motywacji. Obojętnie czy to pierwszy czy ostatni, czy któryś z kolei. Zawsze to wielki honor, że awansowaliśmy. Pamiętajmy, że mogło się potoczyć różnie i teraz nastroje i tematy do rozmowy mogły być inne. Na szczęście unieśliśmy ten ciężar meczu ze Szwecją. Mecz z Meksykiem będzie miał podobną rangę.
O atmosferze wokół reprezentacji…
- Jedziemy w tym roku ponoć z mniej napompowanym balonikiem. Jest za to więcej narzekania. Może to dobrze, że startujemy z pozycji drużyny niedocenianej, po której niewielu spodziewa się coś dobrego. Im więcej wiatru w oczy, tym ja się lepiej czuję. Im więcej ludzi ciągnie w dół, tym większa motywacja jest, by iść do góry i myślę, że cała reprezentacja tak to odbiera.