W 22. minucie Bournemouth przegrywało z Liverpoolem już 0:2. Drugie trafienie, które zdobył Divock Origi, to niestety spora zasługa Boruca. Polak bezsensownie wyskoczył z bramki, poza pole karne, i w dziecinny sposób dał się ograć napastnikowi "The Reds":
Ekhm.... Boruc pic.twitter.com/jFt0kb2R6N
— Jarosław Koliński (@JareKolinski) December 4, 2016
Boruc zanotował także kilka innych niepewnych interwencji, co wyraźnie nie podobało się kibicom "Wisienek". Gdy polskiemu brakarzowi udawało się złapać piłkę, ci ironicznie mu przyklaskiwali. Na szczęście nie musieli się skupiać na postawie Boruca, gdyż to piłkarze z pola uratowali mu skórę. W dalszej części meczu nasz golkiper spisywał się bez zarzutów. Przy bramce Liverpoolu na 3:1 nie miał żadnych szans. Kto by się spodziewał, że w ostatnim kwadransie Bournemouth rzuci się do ataku i rzutem na taśmę zdoła wyrwać punkty gościom? I to nie remisem - zgarnęli pełną pulę! W finalnej akcji meczu Nathan Ake trafił na 4:3 dla ekipy Eddiego Howe'a.
Bournemouth - Liverpool 4:3 (0:2)
Bramki: Wilson 56 (k), Fraser 76, Cook 78, Ake 90 - Mane 20, Origi 22, Can 64