Prezydent Joan Laporta jak każdy wytrawny polityk i prawnik próbuje udowodnić, że dwa dodać dwa nie musi się równać cztery i bajdurzy o powtórzeniu meczu. Liczni fani Barcy, także ci w Polsce, dopatrują się spisku przeciwko ich ukochanemu klubowi. Jest jak w dyskusji wierzącego z ateistą: tak samo nie ma dowodu na istnienie Boga, jak na Jego nieistnienie. O czym dyskutowano by w hiszpańskich knajpkach, gdyby nie ta kontrowersja? O pudłach napastników Dumy Katalonii z kilku metrów? Bad losers czyli źli przegrani byli, są i będą zawsze, nie tylko w sporcie. Złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy, to stara prawda. Wielu ludzi doszukuje się winy u innych, rzadziej u siebie. Stłuczenie filiżanki musi być przez kogoś zawinione, nawet jeśli wynika z czystego przypadku. Matki, teściowe, żony i kochanki uwielbiają takie teksty, znamy to z autopsji.
Czasami i "Miś z okienka" ma rację w swojej pisaninie, którą od lat raczę Drogich Czytelników SE. Zła karma wróciła, arogancki prezes Cracovii dr Mateusz Dróżdż doczekał się należytej riposty od postponowanych przez niego ludzi z Puszczy Niepołomice. Odpowiedź przyszła z boiska, nie z klawiatury służbowego komputera. Naukowe tytuły nie są gwarancją klasy i kindersztuby.
Choć burza huczy wkoło nas, sportowe życie pędzi. Olimpijskie stroje budzą tyle emocji, co nieuznany ponoć gol dla Barcelony. Zdaniem wielu Amerykanów odsłaniają zbyt wiele intymnych szczegółów sportsmenek, Polaków irytuje styl retro i niemiecki producent. Opowiadał onegdaj Grzegorz Lato, jedyny na wieki wieków polski król strzelców piłkarskiego Mundialu, że najlepsza w historii reprezentacja Polski grała w koszulkach rodzimej produkcji z naszytym orzełkiem zakupionym w składnicy harcerskiej. W trakcie meczu rozciągały się o dwa rozmiary, a ptak płakał czerwonymi łzami, gdy padało. Ale tamtej baletnicy żadna sukienka nie przeszkadzała, Orły Górskiego grały jak natchnione.
Po lekturze książki Zbigniewa Parafianowicza "Polska na wojnie" trudno mieć dobre zdanie o polskiej klasie politycznej na szczytach minionej władzy. Dyplomatołki i duplomaci to nie są przesadzone epitety. Czas przywrócić naszej dyplomacji jakość z czasów ministrów Paderewskiego, Narutowicza, Skubiszewskiego, Bartoszewskiego, Geremka, Cimoszewicza, Rotfelda. Każdy resort musi być kierowany przez fachowca najwyższej próby, sportowy także. Kiedy byliśmy sportową potęgą? Gdy kierowali tą dziedziną ludzie sport kochający i rozumiejący jego rangę społeczną. Aleksander Kwaśniewski, Stefan Paszczyk, Adam Giersz, Adam Korol są w pierwszym szeregu. Czy obecny minister Sławomir Nitras do niego dołączy?
Najbliższe miesiące dają na to szansę, dobry występ piłkarzy na EURO i przynajmniej 20 olimpijskich medali na pewno zaspokoją apetyty kibiców. Najważniejsze jednak, by za kilka lat przewrót w przód, skakanie na skakance czy dwutakt nie były katorgą dla większości polskich dzieci. A to już nie zależy od ministrów, a od świadomości rodziców, którzy traktują wychowanie fizyczne jak piąte koło u wozu.