Chwile grozy po fatalnym sezonie
Od awansu do LaLigi w 2020 roku Cadiz było cały czas zamieszane w walkę o utrzymanie. Najlepszy wynik osiągnęli jako beniaminek, zajmując 12. miejsce z pewną, 10-punktową przewagą nad strefą spadkową. Później dwukrotnie ratowali się od spadku w dramatycznych okolicznościach, mając odpowiednio punkt (2021/22), a potem dwa (2022/23) przewagi nad strefą spadkową. Teraz ta sztuka się nie udała i piłkarze z Kadyksu zajęli 18. miejsce, ze stratą 5 punktów do bezpiecznego miejsca. Ale ostatnio zawodnicy Cadiz mieli o wiele poważniejsze zmartwienie niż to, gdzie zagrają w przyszłym sezonie.
Piłkarze Cadiz po sezonie mieli udać się do Salwadoru, gdzie mieli brać udział w uczczeniu Jorge „Magico” Gonzaleza, byłego piłkarza Cadiz i reprezentacji Salwadoru. W ramach tego wydarzenia piłkarze hiszpańskiego klubu mieli zagrać sparing z kadrą Salwadoru na nowo powstałym stadionie, który nazwano jego imieniem. Jak poinformowały hiszpańskie media „AS” i „Marca”, piłkarze Cadiz przeżyli prawdziwe chwile grozy, a podróż mogła zakończyć się tragicznie.
Piłkarze Cadiz bali się o swoje życie
Najpierw lot do Salwadoru został opóźniony aż o osiem godzin i linie lotnicze nie wyjaśniły powodów takiej decyzji. Następnie już 10 minut po starcie awarii uległ silnik samoloty, z którego zaczęły wydobywać się iskry. Maszynę udało się posadzić bezpiecznie na ziemi w lotnisku w Sewilli, ale cała sytuacja była niezwykle groźna. – Szczerze, myśleliśmy, że umrzemy. Taka właśnie myśl przeszła nam przez głowę. Zauważyliśmy lekki wybuch. Na dodatek pracownicy byli trochę zdenerwowani. Wyjaśnili nam, że pojawił się problem z silnikiem i musimy szybko lądować. Na szczęście wszyscy jesteśmy cali – powiedział Alex Fernandez, jeden z piłkarzy Cadiz. Ostatecznie drużyna nie uda się do Salwadoru na otwarcie stadionu, ale ma to zrobić w innym terminie.