„Super Express”: - Ponad 33 lata temu pan strzelił trzy gole Realowi Madryt. Ciarki panu chodziły, gdy podobny wyczyn – po raz pierwszy w trakcie jego gry na hiszpańskich boiskach – stawał się udziałem „Lewego”?
Jan Urban: - Nie, bo... nawet nie wiedziałem, że jeszcze nie ma hat-tricka w LaLiga. Dowiedziałem się o tym dopiero z komentarza telewizyjnego w trakcie meczu.
- Fajna sprawa te „przebudzenie snajperskie” Roberta?
- Jest super. Robert przeżywał – i przeżywa – różne momenty w Hiszpanii. Bardzo żałuję, że nie trafił do Barcelony w lepszym dla niej momencie, kiedy nie miała tych obecnych problemów finansowych, była mocniejsza sportowo. Choć przecież tamten sezon – mimo tych okoliczności - miał naprawdę wybitny: mistrzostwo, korona króla strzelców.
- Pokazał, że potrafi. Więc kiedy czasami nie szło w tym sezonie, na nim skupiała się krytyka.
- No właśnie. A przecież cała Barcelona ma wielkie falowanie w tym sezonie. Nie można zwalać winy tylko na barki Lewandowskiego, zbyt proste by to było. Jak nie idzie drużynie, to i poszczególnym zawodnikom nie idzie. Czasami w pojedynkę można wygrać mecz, ale w dłuższej perspektywie dobrze funkcjonować musi cała drużyna, a nie jeden człowiek.
- Wielu komentatorów hiszpańskich i tak się jednak czepia, że nie jest wart progresywnych zarobków i jeszcze co najmniej jednego sezonu w Blaugranie.
- Nie czarujmy się. Kontrakt został sformułowany tak, a nie inaczej, bo uznano w Barcelonie, że będzie tak najlepiej dla klubu. To przecież nie pierwsza taka umowa Barcy z wielką gwiazdą. To jest biznes.
Jerzy Dudek po magicznym występie Roberta Lewandowskiego. Mówi o wyścigu o koronę króla strzelców, hicie kolejki z Gironą i rywalizacji z Dovbykiem [ROZMOWA SE]
- A czy Robert wypełni kontrakt? Bo przecież niektórzy wysyłają go już na sportową emeryturę, do Saudyjczyków do USA…
- Za wcześnie, by jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Mogę sobie wyobrazić końcówkę sezonu, w której Barcelona wreszcie stwarza mu sytuacje, a on je wykorzystuje – bo tej umiejętności nie zatracił. Był przecież sprowadzany, by wykańczać okazje stworzone mu przez partnerów. A że ich zbyt wielu nie stwarzają, nie powinni mieć pretensji do Roberta. Z drugiej strony: nie znam ani ja, ani tak naprawdę media, sytuacji finansowej Barcelony. Czy jego odejście pomogłoby finansowo klubowi. Albo czy może nawet jest niezbędne? Nie wiem. Pewnie jednak gdyby tak miało być, rozmawiano by o tym z Robertem. Może już teraz. Bo decyzja należy też do niego.
- Ratunkiem finansów mógł być na przykład finał Ligi Mistrzów. Ale w rewanżu pokpiono sprawę.
- Na pewno w szatni Barcelony żałują meczu z PSG, bo wydawało się, że po wygranej we Francji mają rywala na tacy. Zagrali na Parc de Princes świetny mecz, mogli wygrać wyżej. Ale był jeszcze rewanż, a za czerwoną kartkę na takim poziomie rozgrywek płaci się bardzo wysoką cenę…
- Robert ustrzelił hat-tricka, jako najstarszy gracz w historii, ale to pan wciąż jest najskuteczniejszym Polakiem w dziejach LaLiga. Robert ma 10 bramek mniej od pana. Dogoni?
- A niech goni. I niech przegoni. Jestem pewny, że to zrobi. Ja jestem człowiekiem z kategorii: „Życz dobrze, będzie ci życzone”. Cieszmy się z sukcesu rodaka na obczyźnie. Jest naszym ambasadorem. Otwiera drzwi innym piłkarzom, jest głośniej o naszym futbolu. Za moich czasów byłem jedynym polskim piłkarzem w Primera division. Wtedy Półwysep Iberyjski na nasz rynek praktycznie w ogóle nie spoglądał, co później się zmieniło – może również i dzięki temu, że chciałem cały ten nasz futbol reprezentować jak najlepiej. Dziś w Hiszpanii mogę się pochwalić tym, że mamy taką gwiazdę jak on.
- Sąsiedzi w Osasunie zagadują czasem o Roberta?
- Oczywiście, że zagadują. Wiele lat temu, gdy zaczynał podbój Europy, były takie momenty, że niektórzy nie byli pewni. Polak? Serb? W każdym razie gdzieś ze wschodu Europy. Od kiedy zaczął grać na najwyższym poziomie, w Bayernie, już nikt na szczęście takich wątpliwości nie ma.