Najlepszy w historii piłkarz GieKSy jeden z sześćdziesięciu medali przyznanych i wręczonych wybitnym sportowcom katowickiego klubu odebrał dzień wcześniej na murawie stadionu przy Bukowej. Tej samej, na której zaczynał futbolową karierę, i na której blisko 20 lat później ją kończył. Trybuny, niegdyś wypełnione tysiącami widzów wiwatujących na jego cześć, tym razem były puste i milczące. Tak jak milczący jest dziś sam pan Jan…
Kilka odbić piłki wystarczyły. Łzy stają w oczach...
Od niemal dekady Jan Furtok toczy batalię z niszczącą go każdego dnia chorobą. Atakującą po cichu, ale brutalnie; i nieuleczalną. - Tego dnia był w trochę lepszej dyspozycji, więc za zgodą małżonki zaprosiliśmy go na stadion – mówił Krzysztof Nowak. Legendarny piłkarz raz jeszcze zajrzał do gabinetu prezesa, w którym sam zasiadał w poprzedniej dekadzie. Poprowadzono go do szatni, w której niegdyś koledzy celebrowali jego gole. No i wyszedł na murawę. A potem wykonał na niej kilka podbić piłki.
- Łzy stanęły mi w oczach - mówi długoletni fizjoterapeuta GKS-u (później także m.in. reprezentacji Polski), Wojciech Spałek, oglądając zapis tych chwil. „Furgoła” zna od momentu, w którym ten, jako kilkunastolatek, pojawił się przy Bukowej. W przypadku choroby Alzheimera, zabierającej dotkniętemu nią człowiekowi świadomość codzienności i pamięć o przeszłości, fizjoterapeutyczne umiejętności Spałka są jednak nieprzydatne…
Nazwiska i obrazy wyłuskiwane z pamięci
Pan Jan – jak napisaliśmy – na co dzień jest dziś milczący. Jeszcze niedawno, zbierając materiały do powstającej biografii piłkarza, siedzieliśmy z nim przy stole, przeglądając albumy ze zdjęciami z jego wielkiej piłkarskiej przygody. Reagował wtedy na obrazy będą zapisem jego radości po bramkach. „Gol!” - mówił krótko, ale z uśmiechem. Czasem z grupowej fotki – i z „podziurawionej” już wtedy pamięci – wyłuskiwał znajomą twarz. „Uwe Bein” – wskazywał przyjaciela z czasów gry w HSV Hamburg (Furtok był wtedy wicekrólem strzelców Bundesligi) i Eintrachtu Frankfurt.
Ściany domu państwa Furtoków są pełne zdjęć i sportowych plakatów, na półkach stoją puchary i nagrody. Pani Anna od czasu do czasu odkurza je pieczołowicie. Ale to rzadkie chwile; dziś jej życie to nieustanna opieka nad mężem. Alzheimer odbiera najprostsze umiejętności: toalety, ubierania się, jedzenia. Każda minuta w życiu małżonki wypełniona jest chorobą pana Jana; ona sama nie chce jednak o tym świadectwie małżeńskiej miłości opowiadać publicznie...
Jan Furtok piłki nie zapomni? Najważniejsza, by piłka nie zapomniała o Janie Furtoku!
Wizyta przy Bukowej, tych kilka kopnięć piłki, mogłoby sugerować, że futbol ma dla Jana Furtoka działanie terapeutyczne. Że piłki nie zapomniał i nie zapomni. Ale tak naprawdę to trochę „pamięć mięśniowa”: podbijał ją z uśmiechem, ale bezwiednie; jak wiele innych czynności wykonywanych w tej chorobie…
Ważne jest co innego: by piłka nie zapomniała o Janie Furtoku. Przed dekadami, chcąc zatrzymać go w GKS-ie, prezes Marian Dziurowicz chciał dlań… budować rondo w Kostuchnie – dzielnicy, w której mieszkał (i mieszka do dziś) piłkarz. Parę lat temu zawodnik doczekał się także swego muralu na ścianie jednej z katowickich kamienic.
To się Janowi Furtokowi należy!
- A ja myślę, że nowy stadion, który niedługo oddany zostanie do użytku, powinien nosić imię Jana Furtoka – zaznaczył podczas gali Krzysztof Nowak. Byłoby to piękne zwieńczenie piłkarskiego żywota. Tego samego, który zaczął się tą oto anegdotą: w pierwszym bądź drugim sezonie gry w GieKSie, młody „Furgoł”, wykluczony z gry z powodu kontuzji, podszedł pod bramę stadionu przy Bukowej. „Gdzie masz bilet?” - usłyszał pytanie. „Ja tu gram, Furtok jestem” – odpowiedział. Wtedy porządkowy pokazał mu kolejkę do kasy biletowej i wycedził: „Tam same furtoki stoją. Śmigaj po bilet”…
Dziś, choć on sam już sobie tego nie uświadamia, bramy wszystkich stadionów stają przed Janem Furtokiem otworem. A jego imię na szyldzie nowej piłkarskiej areny Katowic? To rzecz oczywista; po prostu mu się należy!