Jeszcze nie tak dawno temu wydawało się, że Anderlecht zrobił jeden z najlepszych interesów w historii klubu. Za jedyne 700 tys. euro wypożyczył z Dynama Kijów Łukasza Teodorczyka, który w ukraińskim zespole nie potrafił przebić się do składu. Jednocześnie "Fiołki" zapewniły sobie prawo pierwokupu piłkarza za 4,7 mln euro. A "Teo" w Belgii się odrodził i zaczął strzelać jak na zawołanie! We wszystkich rozgrywkach sezonu zdobył już 28 bramek i jest jednym z najlepszych strzelców drużyny w ostatnich latach.
Anderlecht oczywiście szybko podjął decyzję o wykupieniu zawodnika, a Dynamo nie miało wiele do powiedzenia. Klub z Brukseli miał zapłacić umówioną kwotę, a za moment sprzedać Polaka z potrójnym, lub nawet poczwórnym zyskiem. Sprawa jednak nagle się skomplikowała.
Jak donosi belgijski dziennik "La Derniere Heure" Teodorczyk nie może się dogadać z "Fiołkami" w sprawie wysokości swojej pensji. Żąda bowiem najwyższej w historii klubu! Szefowie Anderlechtu ponoć już zadecydowali, że nie zaproponują zawodnikowi takich pieniędzy. To jednak oznacza, że wielka okazja przemknie im koło nosa i to nie oni na nim zarobią.
- W tym momencie wcale nie jest pewne, że osiągniemy porozumienie z Anderlechtem co do pensji i długości kontraktu. W takim przypadku Łukasz znów będzie piłkarzem Dynama. Nigdy już w nim nie zagra, ale to Dynamo go sprzeda - powiedział Marcin Kubacki, menedżer zawodnika. A ofert nie powinno zabraknąć. Już teraz mówi się, że kluby Premier League - m.in. Everton czy West Bromwich Albion - są gotowe wyłożyć za niego ok. 15-20 mln euro. Do końca sezonu jednak jeszcze sporo spotkań i niewykluczone, że wartość Teodorczyka wzrośnie.