- Daję sobie czas do końca stycznia na podjęcie decyzji - mówi "Super Expressowi" Artur Wichniarek (34 l.). - Jeśli zdrowie pozwoli, to pogram jeszcze pół roku, może cały. Jeśli nie - zakończę karierę.
- Już od stycznia nie trenujesz...
- Tak. Kilku lekarzy wysyłało mnie na operację kręgosłupa, z którego wypadł mi dysk, ale nie zdecydowałem się na to, bo zbyt duże było ryzyko. Mój przyjaciel z boiska, reprezentant Niemiec, Arne Friedrich (32 l.) poddał się operacji przy podobnym urazie. Po 3 miesiącach i próbie powrotu na boisko uraz się odnowił i chyba zakończy karierę. Teraz leczymy się u tego samego fizjoterapeuty.
- Przynajmniej masz dobre towarzystwo w niedoli, ale... chyba nie tak chciałeś zakończyć karierę?
- Pewnie, że nie. Gdyby było zdrowie, powalczyłbym o miejsce w kadrze na EURO, ale los chciał inaczej. Nie robię z tego tragedii. Mam 34 lata i trochę w piłkę pograłem. Dziękuję Bogu za to, że dał mi zdrowie przez te lata kariery.
- Jest taka teoria, że obcokrajowiec musi być dwa razy lepszy od Niemca, żeby grać w Bundeslidze?
- Coś w tym jest. Popatrzmy na Kubę Błaszczykowskiego. Jeszcze 2 lata temu od niego rozpoczynano ustalanie składu drużyny, chciał go Liverpool za wielkie pieniądze. Gdy pojawił się młody Mario Goetze, to Kuba gra ogony albo nie gra wcale.
- Ale dobrzy sobie radzą, na przykład Lewandowski.
- OK. Ale jeszcze pięć tygodni temu "Bild" pisał, że "Lewy" marnuje wiele okazji i w Dortmundzie czekają, kiedy Barrios się wyleczy. Teraz Robert zdobywa gole. Ale jeśli nie strzeli w pięciu meczach, to będzie inna śpiewka.
- Lewandowski dogoni cię w liczbie strzelonych goli w Bundeslidze, czy prędzej odejdzie do mocniejszego klubu?
- Uważam, że przez 2-3 lata powinien zostać w Borussii. Ma tam odpowiednie otoczenie i trenera, który stawia na młodych.