Bartosz Bereszyński - wybrał drogę pod prąd, którą chce dojść na szczyt

2018-04-02 23:36

Od kilku sezonów obrona reprezentacji Polski występuje w żelaznym składzie. Największe problemy większość selekcjonerów miała z obsadzeniem lewej strony defensywy. Po prawej takich kłopotów nie było i nie ma, bowiem występuje na niej niezawodny Łukasz Piszczek. Ciężko wyobrazić sobie kadrę bez zawodnika Borussii Dortmund. Na szczęście wyrasta dla niego następca w postaci Bartosza Bereszyńskiego.

Obrońca reprezentacji Polski związany jest przede wszystkim z Poznaniem. To tam się urodził i wychował. Jego ojciec, Przemysław Bereszyński, był piłkarzem m.in. Lecha. Bartosz przejął geny od swojego taty, który również występował w formacjach defensywnych. I podobnie jak starszy z rodu Bereszyńskich swoją karierę związał z "Kolejorzem". Ale tylko do czasu...

Prawy obrońca w zespole ze stolicy Wielkopolski wielkiej kariery nie zrobił. Zanotował tam jedynie 17 występów. Więcej spotkań rozegrał w barwach lokalnego rywala Lecha, Warcie Poznań. Na poziomie I ligi zagrał w 27 spotkaniach. To właśnie po powrocie z wypożyczenia, "Kolejorz" dał szansę występów Bereszyńskiemu.

W 2013 roku doszło jednak do niespodziewanego ruchu transferowego. Prawy obrońca pozyskany został przez Legię Warszawa. Fanom polskiej piłki nie trzeba tłumaczyć, że taka transakcja wywołała ogromną złość w fanach Lecha. Bereszyński, wychowany w Poznaniu, który to miasto ma we krwi, odszedł do największego rywala "Kolejorza". Taki kierunek był niewątpliwie drogą pod prąd dla wielu obserwatorów polskiej ligi.

Bereszyński w Wielkopolsce stał się wrogiem publicznym numer jeden, co przy okazji meczów Lech - Legia, czy Legia - Lech fani z Poznania przypominali mu przy każdym kontakcie z piłką. Taki ruch okazał się jednak dobrą decyzją dla samego piłkarza. W Warszawie Bereszyński zaczął grać regularnie i stał się jednym z najlepszych prawych obrońców w Ekstraklasie.

Z reprezentantem Polski i w stolicy nie mają najlepszych wspomnień. Choć za sytuację z 2014 roku Bereszyński w zasadzie nie odpowiada, to na niego spadało mnóstwo przykrych słów. O co chodzi? O pamiętny dwumecz z Celitkiem Glasgow. Zawodnik Legii musiał odpokutować zawieszenie w trzech meczach, za kartki z poprzednich rozgrywek.

Bereszyński faktycznie nie pojawił się nawet w protokole meczowym w trzech pierwszych spotkaniach eliminacyjnych do Ligi Mistrzów. Na boisku pojawił się dopiero w rewanżowym spotkaniu w Glasgow. I to był początek katastrofy. Ogromny błąd popełniła tak naprawdę cała Legia, która prawdopodobnie źle zinterpretowała przepisy.

Stołeczny klub nie zgłosił Bereszyńskiego do spotkań II rundy, co okazało się błędne, bowiem zawodnik nie odcierpiał tym samym kary za czerwoną kartkę. Legia została ukarana walkowerem i musiała pożegnać się z marzeniami o awansie do Ligi Mistrzów, a należy przypomnieć, że mecz w Warszawie zakończył się wynikiem 4:1 dla "Wojskowych".

To wydarzenie nie wypłynęło jednak na boiskową postawę prawego obrońcy. Nadal był etatowym zawodnikiem Legionistów. Dopiero w sezonie 2016/17 dostawał nieco mniej szans gry. Mimo wszystko jego piłkarskie umiejętności dostrzegła Sampdoria Genua, do której Bereszyński przeniósł się zimą 2017 roku.

Początki nie były łatwe, ale i tu pomału przedarł się do wyjściowego składu. W obecnym sezonie ma już na swoim koncie 23 występy w Serie A i mówi się, że Polakiem zainteresowany jest wielki Inter Mediolan. Sam Bereszyński, w ostatnim wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" wyznał, że jego celem jest Premier League.

Zobacz również: Gwiazdor KSW uderzył w piłkarską reprezentację Polski. Ostre słowa!

Najnowsze