Rudy, boczny obrońca kadry i sosnowieckiego Zagłębia, strzelił dla Polaków jednego gola, za to długo pamiętanego przez kibiców. Było to w meczu z Holandią w Amsterdamie, a za swój wyczyn od firmy Philips dostał kolorowy telewizor – o czym opowiadał „Super Expressowi” w długi wywiadzie. Srebrny medalista igrzysk w Montrealu'78 i uczestnik mundialu Argentina'78 z dużym niepokojem – mimo wspomnianej wygranej drużyny Michniewicza w Cardiff – czeka na mecze polskich orłów w Katarze. Powód jest jeden...
- Dziś jest w naszej reprezentacji całkiem sporo indywidualności, ale nie ma drużyny! - ocenia Wojciech Rudy, rozwijając swoje spostrzeżenie w następujący sposób: - Nie możemy liczyć tylko na Roberta Lewandowskiego. Wszyscy wierzą, że on wejdzie na boisko i wszystko „pozałatwia”. No więc mówię: nie „pozałatwia”. Jest świetnym piłkarzem, ale wynik „załatwia” drużyna. Jeden piłkarz sam niczego nie zrobi – podkreśla.
Skąd – jego zdaniem – bierze się ów mankament Biało-Czerwonych? Ano ze... zmian w mentalności kolejnych pokoleń polskich piłkarzy. - Za moich reprezentacyjnych czasów dużo trudniej było wyjechać za granicę. Wszyscy reprezentanci grali w lidze polskiej, więc komunikacja – i wzajemna obserwacja na co dzień – ułatwiały zgranie w reprezentacji – wspomina Rudy. - Dziś każdy 18-20-latek myśli o wyjeździe i o tym, żeby z takiego wyjazdu – i z kariery w ogóle – jak najwięcej „ugrać” dla siebie. Za szybko zachłystują się zachodnim futbolem, a może raczej... zachodnimi apanażami? Każdy z nich bierze odpowiedzialność za swą grę przede wszystkim w klubie, bo to jest jego miejsce pracy i stamtąd ma pieniądze – były reprezentant, jak widać, bardzo krytycznie ocenia obecne pokolenie swych następców, nawet jeśli niektórzy z nich mają w swych drużynach klubowych status gwiazd. - Gwiazdy są nocą na pogodnym niebie. A w reprezentacji są po prostu różnej jakości piłkarze... - kończy swą refleksję Wojciech Rudy.