Numerem jeden wśród nieobecnych w ogłoszonej przez selekcjonera kadrze jest Arkadiusz Milik. „Przez długi czas byłem jego wielkim zwolennikiem w reprezentacji. Ale… już przestałem w niego wierzyć. Czas postawić na innych!” - mówił „Super Expressowi” Paweł Kryszałowicz po październikowych meczach reprezentacji. Nie był to odosobniony głos w gronie byłych kadrowiczów i ekspertów.
- Fakt; od kilku lat Milika w biało-czerwonej koszulce… nie ma. Myślę, że właśnie z analizy występów Arka w reprezentacji w ostatnim czasie wzięła się decyzja trenera Probierza – zgadza się i Piotr Czachowski, jeszcze jeden z byłych eksreprezentantów, zawiedzionych kadrowym bilansem snajpera.
Milik do tej pory rozegrał 72 mecze z orzełkiem na piersi, strzelił w nich 17 goli. Miewał lata – 2014 i 2015 na przykład – w których dorobek bramkowy budził szacunek (odpowiednio: pięć i cztery gole), a jego trafienie w epickim meczu z Niemcami lokuje się w kategoriach najbardziej pamiętnych momentów polskiej piłki. - Kilka sezonów wstecz grał dużo lepiej w piłkę, a przede wszystkim zdobywał bramki. Za czasów Adama Nawałki to był piłkarz, na którego można było liczyć w każdym spotkaniu – przypomina Czachowski.
Ale… - Polska piłka znajduje się w tym momencie na ostrym zakręcie, tuż przed ostatnim meczem eliminacji EURO. W tych okolicznościach Milik powinien zostać powołany – dodaje niespodziewanie nasz rozmówca. - Mówię to patrząc przez pryzmat głębi naszej ławki rezerwowych. Może warto byłoby go mieć w zanadrzu, choćby dla dyskomfortu przeciwnika? Zawsze to zawodnik Juventusu, na którego trzeba mieć baczenie!
Poza Milikiem, wśród powołanych brakuje m.in. doświadczonego Bartosza Bereszyńskiego (w niedzielę w Empoli zagrał 63 min przeciwko Napoli) oraz obecnego na mundialu i na każdym pomundialowym zgrupowaniu Jakuba Kamińskiego (tej jesieni stracił miejsce w składzie w VfL Wolfsburg).