Obecny 45-latek grał w piłkę w latach 1990-2010. Przygodę zaczął w klubie ze swojej rodzinnej miejscowości - Gryfie Słupsk. Potem występował m.in. w Amice Wronki i Eintrachcie Frankfurt, a karierę zakończył tam, gdzie stawiał pierwsze kroki. W latach 1999-2004 zanotował także 33 występy i zdobył 10 goli w reprezentacji Polski. Jeden z nich, w 2002 roku, padł na mistrzostwach świata w Korei i Japonii. Napastnik pokonał bramkarza Stanów Zjednoczonych, Brada Friedela, dzięki czemu znajduje się w elitarnym gronie polskich strzelców na mundialach.
W 2018 roku u Kryszałowicza wykryto nowotwór jelita grubego. Jak mówi sam zainteresowany, spadło to na niego jak grom z jasnego nieba. - Wszystko potoczyło się bardzo szybko, bo nowotwór został wycięty od razu. Ale o tym, że był to nowotwór dowiedziałem się dopiero po dwóch tygodniach. Wszystko zostało przekazane do badań i później poinformowano mnie, że to nowotwór, a co najgorsze – złośliwy. W mojej głowie pojawiło się wiele złych myśli, bo pewnie każdy tak zareagował - przyznał były napastnik w rozmowie z portalem laczynaspilka.pl
To wszystko na szczęście jest już przeszłością. - Udało mi się pokonać raka i wrócić do tego, co kocham, czyli być w świecie piłki. Oczywiście muszę regularnie się badać i sprawdzać czy nie występują przerzuty i nawroty. Teraz jednak to ja czytam grę i kontroluję przebieg akcji. Choroba dała mi bardzo dużo do myślenia. Zwłaszcza na początku, gdy taka informacja spada na człowieka, jak grom z jasnego nieba. Gdy człowiek się dowiaduje, że jest się chorym na raka, od razu pojawia się czarny scenariusz, że drugiego dnia można już się nie obudzić. W rzeczywistości tak jednak nie jest. Sam jestem przykładem, że raka można pokonać. Rzecz jasna z pomocą ludzi - powiedział Kryszałowicz.