Dzięki "wunderwaffe" rewelacyjną formę odzyskał Mirosław Klose (30 l.), który zawodził ostatnio i w klubie, i w reprezentacji. Przełom nastąpił, gdy trener Bayernu, Juergen Klinsmann, sprowadził z USA specjalne urządzenie, które okazuje się nieocenione na treningach Bawarczyków. Ustawia się je na przykład z boku pola karnego i programuje wysokość i siłę, z jaką maszyna "wypluwa" piłkę w kierunku bramki.
Klose był zachwycony
Klose, słynący z tego, że najwięcej goli strzela głową po dobrych dośrodkowaniach, odzyskał skuteczność właśnie dzięki regularnym zajęciom z wynalazkiem Klinsmanna, o którym Niemcy mówią już "wunderwaffe", czyli "cudowna broń".
Polski piłkarz na dziesięć dośrodkowań dobre ma z reguły dwa-trzy, a przy takich wrzutkach napastnikom ciężko wyćwiczyć celny strzał na bramkę. Urządzenie, które do Bayernu sprowadził Klinsmann, można tak zaprogramować, że kilkadziesiąt razy z rzędu zagra piłkę z odpowiednią szybkością (od 30 do 130 km na godzinę), na odpowiedniej wysokości, na odległość od 10 do 70 metrów.
- Ta maszyna to absolutna sensacja - mówi zadowolony Klose, który po kilku treningach z amerykańskim cackiem pojechał na mecz kadry z Finlandią i strzelił trzy gole, ratując Niemcom remis 3:3. Za ten występ "Bild" dał Klosemu ocenę "1", czyli klasa światowa.
Kosztuje 8 tys. dolarów
Podobne urządzenia stosowane są od dawna w tenisie, a od pewnego czasu również w siatkówce. Klinsmann przeniósł je do świata piłki i warto pójść jego śladem. PZPN jest instytucją bardzo bogatą, więc prezesa Listkiewicza stać na wydanie 8 tysięcy dolarów, bo właśnie tyle kosztuje maszyna firmy SideKick.
Dla porównania: za każdy przyjazd na kadrę nasi piłkarze dostają po 10 tysięcy złotych tak zwanego startowego. Czyli, każdy mecz kosztuje PZPN minimum 230 tysięcy za 23 reprezentantów. W takim układzie 17 tysięcy zł za maszynę SideKick to kropla w morzu wydatków. A nam wszystkim zależy na tym, aby uniknąć innej kropli - tej, która przechyliłaby czarę goryczy i doprowadziła do zwolnienia Leo Beenhakkera...
Chętnie bym z nią spróbował...
Robert Lewandowski (20 l.) ostatnio nie ma problemów ze strzelaniem goli. Ale twierdzi, że chętnie potrenowałby z... maszyną do dośrodkowań, która tak pomogła w strzelaniu goli Mirosławowi Klosemu.
- Na zajęciach w Lechu i kadrze najczęściej dostaję dośrodkowania od bocznych obrońców. Najlepiej trenuje się z ludźmi. Ale taka maszyna, jaką zakupiono w Bayernie, może być świetna dla zawodników, którzy lubią zostawać po treningach. Sam chętnie spróbowałbym postrzelać po wrzutkach od takiego urządzenia - deklaruje Lewandowski.
Na razie Lewandowski dostaje podania wyłącznie od zawodników Lecha i wraz z nimi stanie w niedzielę przed arcytrudnym testem - meczem z Wisłą Kraków.
- To oczywiście będzie spotkanie inne niż pozostałe. Ale żebym się jakoś specjalnie stresował? Raczej nie. Po strzeleniu gola San Marino też mroczków przed oczami nie miałem - twierdzi Robert.