Fernando Santos już rozpoczął urzędowanie w Polsce. Po Warszawie wożono go eleganckim samochodem z kierowcą, wpadł obejrzeć potencjalne miejsce zamieszkania, a dzień podsumował kolacją w eleganckim lokalu. Kibice oczekują od niego, że przywróci naszej reprezentacji jej polot i skuteczność. A jakie oczekiwania wobec Portugalczyka ma Grzegorz Lato?
„Super Express”: - Fernando Santos, który w tym roku świętować będzie 69. urodziny, znajdzie w sobie energię, by zmagać się skutecznie z polską rzeczywistością piłkarską?
Grzegorz Lato: - Nie do mnie to pytanie. Ja nikomu w metrykę nie zaglądam, bo to nieładnie (śmiech). A mówiąc poważnie: pierwszy pomiar pokładów tej energii będziemy mieć już wkrótce, w meczu z Czechami.
- A nie miał pan wrażenia – słuchając inauguracyjnej konferencji Fernando Santosa – że strasznie dużo bierze sobie na głowę? I przy szkoleniu innych reprezentacji chce pomagać, i przy bazie treningowej dla PZPN...
- O tym ośrodku szkoleniowym to ja od lat słyszę. Najpierw trzeba jednak znaleźć dobrą lokalizację. Po drugie – nie są to tanie rzeczy. Poza tym dziś kupić ziemię to nie jest prosta sprawa, a przecież hektar nie wystarczy. No i jeszcze koszty utrzymania takiego ośrodka należy rozważyć. Ale dobra: idźmy dalej. Pytał pan o...
- … o udział trenera Santosa w procesie szkoleniowym.
- A tak. Myśli pan jednak, że trener, który prowadzi reprezentację w danym roczniku i ma jakiś swój plan pracy z nią, chętnie pogodzi się z tym, że ktoś mu się będzie próbował wtrącać? Oczywiście, zawsze warto posłuchać, skorzystać z mądrych podpowiedzi, ale... Niech się Fernando Santos przede wszystkim weźmie za pierwszą reprezentację.
- Bo to jego główne zadanie?
- Ano właśnie. Leo Beenhakker też w pewnym momencie zaczął nas wszystkich pouczać w kwestii szkolenia młodzieży. Szybko go wtedy wyprostowałem: „Panie trenerze, pan został zatrudniony nie do reprezentacji juniorskich, tylko do zespołu narodowego. Owszem, jeżeli ma pan wolny czas, trenerzy reprezentacyjnych drużyn chętnie się z panem spotkają. Ale proszę nas, członków zarządu, nie pouczać, jak mamy wykonywać swoją robotę”. Powtarzam: mądrych spostrzeżeń warto posłuchać, jednak trener Santos w tej chwili ma do wykonania najważniejsze zadanie, czyli dobre przygotowanie drużyny do marcowych meczów. Sam jestem już bardzo ciekaw, kogo powoła na swoje pierwsze zgrupowanie.
- A czego się pan spodziewa po tych pierwszych powołaniach? Jakichś niespodzianek?
- Kto to wie, bo w tym momencie zmartwień ma sporo. No przecież widzi pan, że dwóch niedawnych pewniaków w kadrze już nie gra w klubach. Zmienili drużyny – Bereszyński poszedł do Napoli, Kiwior do Arsenalu – i siedli na ławkach. Obaj obrońcy. Glik ma 35 lat i leczy kontuzję. Krychowiak gdzieś tam daleko gra w Arabii Saudyjskiej, nie bardzo wiadomo jak.
- Pan by go powołał na marcowe mecze?
- A skąd! Ja bym go już na mundial w Katarze nie wziął po tym, jak przez prawie dwa miesiące nie grał w klubie, a tylko trenował na Legii.
- No dobra. Ten nie, tamten nie... To proszę wskazać zastępców – choćby z naszej ligi, bo zawsze pan wspomina czasy, w których Kazimierz Górski na krajowych boiskach znajdował Żmudę, Kapkę, Kmiecika...
- Dziś nie wskażę, bo przecież za nami ledwie trzy kolejki ligowe. Ale przyglądam się, i niech trener Santos też się przygląda. Szkoda tylko, że większość naszych klubów naszpikowana jest Słowakami, Serbami, Słoweńcami, a nasi młodzi zdolni – zdaniem ligowych trenerów – „mają jeszcze czas”.
- To pan jest optymistą. Bo moim zdaniem ci młodzi zdolni to już raczej od dawna na Zachodzie siedzą...
- A to prawda! Dwa razy chłopak prosto piłkę kopnął, menedżer obiecał złote góry, a rodzice już widzą te miliony euro, które syn będzie zarabiać – jak Lewandowski. Ale Lewandowski swoje zagrać musiał w Pruszkowie, musiał wybić się w Lechu i w paru meczach reprezentacji, i dopiero potem ruszył do wielkiej zagranicznej piłki. Nie wyjeżdżał w wieku 16-17 lat.
- Przywołał pan nazwisko Lewandowskiego. To ciekawe, jak się obaj panowie dogadają, prawda?
- Nie może sobie selekcjoner pozwolić na to, by zawodnicy nim rządzili.
- Ale jak to: rządzili?
- Ano tak: moim kolegą jest Szczęsny, to będzie stać w bramce. A Krychowiak jest też moim kolegą, to musi grać... Zasady muszą być jasne, jak na statku. Paragraf 1: kapitan ma zawsze rację. Paragraf 2: jeśli kapitan nie ma racji, patrz paragraf 1. I koniec! Zawodnicy dostają założenia taktyczne i mają je realizować. A jeszcze do tego mają to robić inteligentnie, bo przecież przeciwnik będzie przeszkadzać w tej realizacji. Inteligentna drużyna musi umieć zmienić taktykę w trakcie gry, nawet bez interwencji trenera! Ale – a to najważniejsze – niczego się nie osiągnie bez biegania, bez zaangażowania, bez walki. Na pewno zaś nie wystarczy stanąć i machać rękami. A ja przypomnę, że choćby w meczu z Argentyną Robert nie zrobił nawet jednej 50-metrowej przebieżki, żeby spróbować „rozgonić” obronę i żeby koledzy mogli mu dograć piłkę na wolne pole.
- Ale może takie miał założenia?
- Tak, patrzeć w niebo... Nie neguję jego klasy. To kawał zawodnika. Ale... nie może być we wszystkim wyrocznią!
- Czyli co: może dojść do jakiegoś konfliktu?
- Nie, aż tak to nie. Lewandowski to bardzo inteligentny człowiek. Doskonale wie, że nowy trener to człowiek z żelaznymi zasadami, więc Robert nie będzie próbować ich naginać. Nawet jeżeli wcześniej z przymrużeniem oka spoglądał na niektórych selekcjonerów.
- A ten nowy selekcjoner w końcu odkryje sposób na to, by Piotr Zieliński w reprezentacji grał tak, jak w klubie?
- Wie pan, polska piłka zna przypadki zawodników – ot, choćby Krzysiu Warzycha, który był gwiazdą polskiej ligi, a potem superidolem w Panathinaikosie Ateny – nijak niepotrafiących udowodnić swej wielkiej klasy w reprezentacji.
- „Zielka” pan chce umieścić w tej grupie???
- Na co dzień gra w klubie, w którym ma superpartnerów w każdej formacji. A z jakością naszych kadrowiczów u jego boku bywa różnie...
- Ależ pan wszystko w czarnych barwach postrzega!
- Nie. Ja na dobre i złe jestem kibicem naszej reprezentacji. Ale trzeba zdać sobie sprawę z tego, co mamy do dyspozycji.
- A jakiej gry spodziewa się pan po reprezentacji trenera Santosa? Będziemy grać ofensywnie i radośnie, jak postulowali Zieliński i Lewandowski po mundialu w Katarze?
- Powiem panu, że w historii polskiej reprezentacji zawsze najbardziej pasowała nam kontra na pełnej szybkości. Klepa, klepa, trzeci zamykał akcję i był efekt bramkowy. Jak ktoś nie wie, o czym mówię, niech sobie obejrzy bramki – pierwszą i trzecią – z meczu z Belgią podczas mistrzostw świata w Hiszpanii.
- Chce pan powiedzieć, że nie będziemy próbowali zdominować przeciwnika?
- Nie mamy dziś w reprezentacji ani Leo Messiego, ani Kazia Deyny. Dlatego jesteśmy tam, gdzie jesteśmy, i gramy jak gramy.