„Gwizdek 24”: - Jak najkrócej wytłumaczyłbyś swoją wspaniałą skuteczność w Żalgirisie?
Kamil Biliński: - Przede wszystkim od momentu przyjścia do Żalgirisu od razu zostałem obdarzonym ogromnym kredytem zaufania od władz klubu, który zacząłem spłacać od samego początku. Asysta w spotkaniu z Admirą Wacker w Lidze Europy oraz bramka w debiucie w A Lydze dały mi swobodę na boisku. Dzięki temu obecnie mam duży komfort, zarówno fizyczny jak i psychiczny.
- Jaki wpływ na Twoją postawę ma fakt, że trenerem Żalgirisu jest Marek Zub. Masz u szkoleniowca–rodaka jakieś fory?
- Gdy przychodziłem do zespołu, jego trenerem był Chorwat Damir Petravić i to u niego moja forma zaczęła rosnąć. W trakcie rundy doszło jednak do zmiany szkoleniowca i Patrevicia zastąpił Zub, ale nie mam u niego żadnych forów. Daje on grać wszystkim zawodnikom, czego najlepszym dowodem jest fakt, że ostatnie mecze zaczynałem na ławce rezerwowych.
- Litwa to kierunek rzadko obierany przez polskich piłkarzy. Dlaczego zatem zdecydowałeś się na grę w Wilnie? Miałeś podobno kilka ofert z Ekstraklasy po niezłym sezonie w I-ligowej Wiśle Płock?
- Latem wciąż wiązał mnie ważny kontrakt ze Śląskiem Wrocław, ale nie miałem tam większych szans na grę. Chciałem więc odejść i grać na dobrym poziomie gdzie indziej. Propozycji od klubów z Ekstraklasy nie brakowało, ale do żadnego transferu nie doszło, bo wszystko rozbijało się o kwotę odstępnego. Nikt nie chciał za mnie płacić, tylko wziąć za darmo. Nagle pojawiła się oferta z
Żalgirisu, walczącego o mistrzostwo Litwy i grającego w eliminacjach Ligi Europejskiej. To były więc argumenty, które przesądziły o tym, że zdecydowałem się wyjechać z Polski.
- I jak wypada liga litewska w porównaniu z naszą Ekstraklasą?
- Jest to liga bardzo niedoceniana. Większości osób w naszym kraju się wydaje, że poziom na Litwie jest niski, ale ja wcale tak nie uważam. Jedyne co odróżnia A Ligę od T-Mobile Ekstraklasy to promocja. Dużą rolę odgrywają w tym media i oczywiście nowoczesne stadiony w Polsce.
- A jak oceniasz poziom organizacji ligi oraz zainteresowanie rozgrywkami przez kibiców? Wiadomo, że na Litwie sport narodowy to jednak koszykówka, a nie piłka nożna.
- Tak, wszyscy wiemy, że koszykówka to na Litwie sport numer jeden i to w niej Litwini osiągają ogromne sukcesy. Niemniej piłka nożna powoli wychodzi z cienia i również staje się coraz popularniejsza. Organizacja jest dobra, a zainteresowanie ligą stale wzrasta, zaś na nasze mecze przychodzi coraz więcej kibiców. Trzeba jednak również jasno podkreślić, że wielotysięczne stadiony nigdy jednak tutaj nie powstaną.
- Do końca sezonu w litewskiej A Lidze pozostało sześć kolejek, a Żalgiris do lidera FK Ekranas traci tylko punkt. Czujecie w związku z tym presję kibiców? Zespół z Wilna przecież na mistrzostwo Litwy czeka już 13 lat.
- Presja oczywiście jest ogromna, ale jak na razie potrafimy sobie z nią radzić i wygrywamy mecz za meczem. W walce o mistrzostwo liczymy się więc już tylko my i Ekranas, w dodatku czeka nas jeszcze bezpośrednie spotkanie. A co do oczekiwania na mistrzostwo – to dwa lata temu Żalgiris był na 3. miejscu, rok temu na 2. miejscu, więc teraz... czas na pierwsze miejsce!
Rozmawiał Maciej Kanczak
KAMIL BILIŃSKI: Na Litwie mam pełen komfort WYWIAD
W Polsce zaliczył zaledwie 20 krótkich występów w Ekstraklasie w barwach Śląska Wrocław, więc dla rodzimych kibiców jest postacią więcej niż anonimową. Latem przeniósł się jednak do Żalgirisu Wilno i... zaczął strzelać jak szalony. W 12 meczach w zespole „Żaliai Balti” Kamil Biliński (24 l.) zdobył aż osiem goli.