Dwie dekady wstecz to właśnie on był bohaterem polskiej ekipy w Cardiff. W czerwcu 2001 roku zdobył zwycięską bramkę dla ekipy Jerzego Engela w kwalifikacyjnym spotkaniu do mundialu na Dalekim Wschodzie. Opowiedział o tym „Super Expressowi” w długiej rozmowie, której najważniejsze przesłanie brzmiało: „Walka, walka i jeszcze raz walka”. - Parę razy solidnie po głowie dostałem w starciach z walijskimi rywalami. Łokcie jednak szły w ruch z obu stron. Ja też jednemu z przeciwników dałem po głowie i... musiał zejść z boiska – wspomina Kryszałowicz. A my dodajmy, że obym nieszczęśnikiem, którego skutecznie „zdezaktywował” nasz napastnik, był wówczas Robert Page. Tak tak, to właśnie obecny selekcjoner walijskiej reprezentacji powędrował na ławkę z solidnie rozbitym przez „Kryszała” łukiem brwiowym.
Paweł Kryszałowicz nie ma wątpliwości, że – mimo upływy dwóch dekad – po raz kolejny zaangażowanie polskich reprezentantów będzie musiało być stuprocentowe, jeśli marzą oni o korzystnym rezultacie. - Piłka brytyjska też mocno ewoluowała od tamtego czasu, Premier League – w której gra wielu reprezentantów Walii – to dziś bezwzględnie najlepsza liga świata. Więc Walijczycy też już grają nieco inaczej. Nie zmienia to jednak faktu, że przygotowanie fizyczne będzie musiało być na optymalnym poziomie, podobnie jak cechy wolicjonalne. Więc owszem, rozpychanie się łokciami w niedzielny wieczór znów będzie mieć wartość – analizuje były reprezentant.
Kryszałowicz jest zresztą pewny, że tej ambicji i woli Biało-Czerwonym na Cardiff City Stadium nie zabraknie. I nie zabraknie też walorów czysto piłkarskich. - Moim zdaniem jesteśmy zespołem lepszym od Walii. No i to my mamy najlepszego piłkarza świata, na dodatek będącego w świetnej formie – podkreśla „Kryszał”, choć pewnie niejeden kibic, mając w pamięci czwartkową porażkę naszych 0:2 z Holandią, będzie mieć w tej kwestii nieco odmienne zdanie...