- Z Schalke było lekko, łatwo i przyjemnie?
Jakub Błaszczykowski (30 l., Borussia Dortmund): - Tak to nigdy nie jest. Byliśmy jednak lepszą drużyną, mieliśmy mnóstwo okazji do zdobycia bramek. Dominowaliśmy od pierwszej do ostatniej minuty. Powinniśmy wygrać zdecydowanie wyżej. Już do przerwy mogliśmy prowadzić nawet dwoma golami. Widać, że wracamy na dobre tory.
- Wchodziłeś na boisko przy stanie 0:0, a w ostatnich dziesięciu minutach padły trzy gole.
- Nie ma znaczenia fakt, że zaczęliśmy trafiać po moim wejściu. Najważniejsze jest dla mnie zwycięstwo. Wcześniej piłka długo nie chciała wpaść do bramki Schalke. A po kilku zmarnowanych sytuacjach pewność siebie nie jest taka, jak na początku spotkania. Na szczęście w końcu strzeliliśmy gola, a potem dalej atakowaliśmy, dzięki czemu padły kolejne bramki.
Jakub Błaszczykowski uczy się grać od nowa
- W pierwszej połowie Borussia zmarnowała wiele szans na gole, oddając aż 15 strzałów na bramkę Schalke.
- I te sytuacje naprawdę były klarowne. Dobrze, że nie straciliśmy rytmu i nie podłamaliśmy się. Przeciwko Schalke byliśmy mocni. Choć nam nie wychodziło to wciąż dążyliśmy do strzelenia gola. Znów okazało się, że czasami nie da się wygrać meczu w 15., 40., czy 70., minucie, tylko dopiero w końcówce. Z jednej strony - rywala w końcu opuszcza szczęście, z drugiej - przy takim oblężeniu, Schalke musiało w końcu zacząć popełniać błędy.
- To Schalke, a nie Borussia, wyglądało tak, jakby broniło się przed spadkiem i przeżywało kryzys.
- W naszym przypadku trudno już mówić o kryzysie. Wygraliśmy czwarty ligowy mecz z rzędu. Wydaje mi się, że wszystko co najgorsze jest już za nami.
Jakub Błaszczykowski: Dzień śmierci mamy uczynił mnie silniejszym
- Kiedy zobaczymy cię w pierwszym składzie Borussii?
- Trzeba oto zapytać trenera Juergena Kloppa. Nic mi już nie dolega. Od piątku wiedziałem, że zacznę na ławce. Dla mnie nie ma znaczenia, czy gram pięć, dziesięć, czy dziewięćdziesiąt minut. Zawszę chcę dać drużynie, jak najwięcej. Pewnie gdybym podczas okresu przygotowawczego tak długo się nie leczył to miałbym większe szansę na grę w podstawowym składzie. Na początku przygotowań na to się zresztą zanosiło. Jednak teraz nie ma co płakać. Trzeba walczyć o miejsce.
- W Dortmundzie grasz od ośmiu lat. Biorąc pod uwagę słabą jesień zespołu w Bundeslidze i twoje kłopoty zdrowotne to był dla ciebie najtrudniejszy okres w tym klubie?
- Lekko na pewno nie było, ale trudno oczekiwać, że zawsze wszystko będzie super. Czasami przychodzą słabsze momenty, które trzeba przezwyciężyć. Im więcej takich trudnych chwil człowiek przeżyje, tym jest silniejszy, tym więcej może znieść.
- We wtorek waszym rywalem w 1/8 finału Pucharu Niemiec będzie trzecioligowe Dynamo Drezno. Zagrasz w pierwszym składzie?
- Nie myślę o tym. Pracuję na treningach, aby tak się stało. Zobaczymy, jaką decyzję podejmie trener Klopp. Na razie jestem pierwszym zawodnikiem, który wchodzi z ławki.
- Ile dzieli obecną Borussię od tej, którą wiosną 2013 roku pokochała cała Europa?
- Nie wiem, czy przeciwko Schalke oglądaliśmy 50, 70, czy 90 procent tamtego zespołu. Widać, że kolejni zawodnicy odzyskują formę po kontuzjach. Teraz na sześć tygodni wypadł Łukasz Piszczek, co jest dla nas problemem. Na szczęście inni piłkarze wracają do najlepszej dyspozycji. To ma znaczenie, bo pozwala nam odzyskać pewność siebie, która tak ucierpiała po słabej jesieni. Wtedy wielu zawodników leczyło urazy, a to nie jest tak, że od razu po powrocie osiągasz najwyższy poziom. Potrzebujesz meczów, aby na nowo "czuć boisko" i podejmować na nim, jak najlepsze decyzje.
- Były reprezentant Polski Jacek Krzynówek, który podobnie, jak ty miał zerwane więzadła, mówi, że po takim urazie potrzeba czasu, aby wrócić do dawnej formy. Jak jest z tym u ciebie? "Czujesz" już boisko?
- Wydaje mi się, że tak. Teraz potrzebuję tylko regularnych występów.
- Porozmawiajmy o reprezentacji Polski.
- Dziękuję bardzo.