Reprezentacji Polski został już tylko jeden mecz w eliminacjach do Euro 2024, a kwestia bezpośredniego awansu leży w rękach rywali. Biało-Czerwoni muszą wygrać z Czechami i liczyć na korzystne wyniki pozostałych spotkań Mołdawii. Zdecydowanie bardziej prawdopodobna jest walka w barażach, w których Polacy mogą trafić na Włochów i Chorwację. Nic dziwnego, że optymizm wśród kibiców wyraźnie zgasł, a piłkarze w dalszym ciągu mierzą się z gigantyczną krytyką. Ta po meczu z Mołdawią (1:1) przyszła nawet ze strony Jacka Gmocha, legendarnego polskiego selekcjonera.
Jacek Gmoch przejechał się po reprezentacji. Nie przebierał w słowach
- Przespaliśmy pierwszą połowę. Ja byłem tak podbuzowany faktem, że mamy okazję zmieść z boiska tę Mołdawię, by zrewanżować się za porażkę w Kiszyniowie. Powinniśmy się po niej przejechać po piłkarsku. Tymczasem oddaliśmy bez walki pierwsze 45 minut - zaczął rozmowę z Polsatem Sport 84-latek. - Ktoś może się śmiać, ale ja zawsze zwracałem uwagę na szczegóły. Na Wyspach Owczych była sztuczna nawierzchnia. Zakwasy po niej są wyjątkowe, do tego doszły problemy z opóźnionym o jeden dzień powrotem. To mogło mieć wpływ na słabą pierwszą połowę. Nasza gra była dziwna, nieporównywalna z tamtą z Wysp - kontynuował, po czym zwrócił uwagę na braki naszej kadry.
- Nasi piłkarze byli nieprzygotowani, ani motywacyjnie, ani psychicznie, ani taktycznie. Oczywiście, dziennikarze pastwią się nad zmianami, ale ja się z tym nie zgadzam. Zanim zacznie się dyskusję o ustawieniu, najpierw musi być właściwe nastawienie, żeby nie pojawiały się głosy krytyki, iż zabrakło „jaj". Waleczność pojawiła się dopiero w drugiej połowie - wypalił Gmoch.