Być może na zmianę stanowiska króla strzelców mundialu'74, a potem prezesa PZPN, wpłynęła publiczna deklaracja Cezarego Kuleszy o podjętej przezeń decyzji w sprawie selekcjonera-cudzoziemca. Lato przytomnie jednak zauważa: „Trener ustala taktykę, dobiera ludzi; ale na boisku grają piłkarze”...
„Super Express”: - W Polsce akurat trwa mundial szczypiornistów. Polak u steru naszej kadry rady sobie nie daje, za to dawali m.in. Niemiec i... Kirgiz. Ale pan do tej pory nie miał przekonania do pomysłu cudzoziemca u steru reprezentacji piłkarskiej, prawda?
Grzegorz Lato: - O ile wiem, to ci selekcjonerzy jeździli na ligowe mecze polskich drużyn, mieli też okazję oglądać najlepszych graczy w europejskich pucharach. To samo dotyczy siatkarskich trenerów kadry. A w futbolu mamy doświadczenia z panem Sousą, który chyba tylko przypadkowo wdepnął na Legię, będąc na chwilę w Warszawie.
- No to może trzeba taki obowiązek zawszeć w kontrakcie?
- Nie wiem, czy trzeba to wpisywać w kontrakt. To powinno być naturalne dla selekcjonera: w każdej kolejce jest przynajmniej na jednym meczu na żywo, resztę gier ogląda w telewizji.
- Cezary Kulesza właśnie ogłosił, że selekcjonerem będzie cudzoziemiec. To coś zmienia w pańskim postrzeganiu tej sprawy?
- Znam się dobrze z prezesem i skoro to ogłosił, to pewnie tak będzie. Ważniejsze jest to, że dziś mamy 17 stycznia. Za dwa miesiące – mecz z Czechami w eliminacjach EURO 2024, trzy dni później – z Albanią. Już dawno powinniśmy znać nazwisko selekcjonera. A niech to będzie obcokrajowiec, dobra; byleby wreszcie był. Tylko jedno zastrzeżenie: niech nikt mu – jak Sousie – nie pozwoli ściągnąć sześciu czy siedmiu przydupasów. Zarobili przy nim mnóstwo kasy, a potem zagrał nam wszystkim na nosie i pojechał do Brazylii. Dlatego przy nowym trenerze – jeżeli będzie nim obcokrajowiec, a wszystkie znaki na niebie i ziemi na to wskazują – powinni pracować trzej młodzi polscy trenerzy.
- Panu się podobają te kandydatury, które powielają media? Petković? Bento? Bo Gerrarda – biorąc pod uwagę słowa prezesa Kuleszy o doświadczeniu z kadrą – raczej nie będzie...
- Szczerze? Rozważamy tych, którzy akurat są wolni na rynku. Ci najlepsi już mają podpisane kontrakty, a i pewnie na nich po prostu nas nie stać. Pyta pan o nazwiska, a ja powiem tak: jakby tylko trener decydował o wyniku drużyny, to Arabia Saudyjska kupiłaby sobie najdroższego selekcjonera i byłaby mistrzem świata. Trener ustala taktykę, dobiera ludzi; ale na boisku grają piłkarze. To dlatego Kazimierz Górski – poza Deyną i Gadochą – wymienił niemal całą reprezentacyjną drużynę, którą zastał. Wziął chłopaków po 21-22 lata, ale grających co tydzień w lidze. A dziś? Patrzy się na nazwiska i kluby, do których są przypisane. „Bierzemy faceta, bo jest w angielskiej drużynie” - słyszę argument. Albo Krychowiak: nie gra przez dwa miesiące, a potem jest na mundialu podstawowym zawodnikiem. A daj pan spokój! Kpina! Sto razy bardziej wolałbym młodego chłopaka grającego regularnie w Rakowie czy Stali Mielec...
- Kazimierz Górski czerpał z młodzieżówki, która była źródłem wielu świetnych zawodników. A dzisiejsza młodzieżówka przegrywa z Łotwą i remisuje z Grecją...
- No i co z tego? Naprawdę nie znalazłby pan tam ogniw, które pasowałyby do reprezentacji seniorskiej.
- Trzeba zmiany warty w kadrze? Czy – jak powiedział pan w jednym z wywiadów – zmiany mentalności naszych piłkarzy?
- Albo reprezentacja jest jednym organizmem, albo podziękujmy tym, co nie chcą biegać, walczyć na równi z innymi. A tego ostatnio nie widziałem. Widziałem fochy: „A co ja tam będę biegać do piłki”, „A bo mi źle zagrali”... Za moich reprezentacyjnych czasów potrafiłem 90 metrów gnać za piłkarzem przeciwnika po stracie piłki przez Bońka, żeby w grupowym meczu z Włochami w 1982 roku wybić piłkę sprzed pustej bramki. Ale kiedy potem wstałem i spojrzałem na niego, od razu powiedział: „Dobra, wiem, tylko się nie drzyj”. A ja na to: „Zbychu, piłkę może stracić każdy. Ale potem głowa między kolana i zapieprzasz do tyłu, aż ją odzyskamy”. Dziś tego w drużynie narodowej nie widzę. Więc może tej reprezentacji trzeba chłopa z silną ręką.
- A znalazłby pan takiego wśród polskich trenerów? Który złapałby silną ręką Lewandowskiego, Krychowiaka i innych?
- A Nawałka dał radę złapać wszystkich za pysk? Dał, i byliśmy o jeden rzut karny od półfinałów EURO 2016. Probierz też by sobie nie dał w kaszę dmuchać. Urban pewnie też nie. Pyta pan o Lewandowskiego... Jego sukcesy kojarzą się tylko z Bundesligą, a teraz – z Primera division. A z polską reprezentacją – zero!
- Potrafi pan sobie wyobrazić nową kadrę – z nowym trenerem – bez Lewandowskiego?
- Potrafię. Łaski nikomu nie robi. Jak patrzyłem na mecz Polska – Argentyna, to płakać mi się chciało! Teoretycznie powinien kapitan krzyknąć: „Panowie, biegamy”. Ale ja nie pamiętam, żeby Robert Lewandowski w tym spotkaniu choćby jedną przebieżkę 40-metrową w pełnym sprincie zrobił... Albo inna rzecz. Kiedy przed España'82 zgrupowanie zaczynało się w sobotę, a ja w niedzielę miałem komunię syna, zatelefonowałem do trenera Piechniczka z pytaniem, czy mogę dojechać dzień później. I wie pan, co usłyszałem? „Słuchaj, zasada jest prosta: zaczyna się zgrupowanie, więc mają być wszyscy. Albo przyjeżdżasz punktualnie, albo nie przyjeżdżasz wcale”. A dziś? Bywały sytuacje, że młodzi zawodnicy już są na zgrupowaniu, a panowie przylatują dwa dni później, bo akurat reklamę musieli nakręcić! Takie sprawy koniecznie trzeba uporządkować.