Szymański latem 2019 roku trafił z Legii Warszawa do Dynama Moskwa. Rozegranie pierwszego sezonu w barwach rosyjskiej ekipy na normalnych zasadach uniemożliwiła mu pandemia koronawirusa. Rozgrywki we wschodniej lidze - jak i w zasadzie na całym świecie - na wiele tygodni musiały się zatrzymać. Teraz są kontnynuowane, choć z niemałymi problemami, gdyż zakażenia wykrywane są także pośród piłkarzy. Jednym z graczy borykających się z problemem był właśnie kadrowicz Jerzego Brzęczka.
Gennaro Gattuso ODPRAWIŁ Arkadiusza Milika! Te słowa nie pozostawiają cienia wątpliwości
- Czy się zdenerwowałem? Tym, że mam wirusa, nie, bo przecież nie leżałem na łożu śmierci. Zdecydowanie bardziej tym, że uciekną mi mecze, treningi. Mocno pracowałem i naprawdę forma mi dopisywała. A tu dwa tygodnie wyjęte z życia, obowiązkowy pobyt w szpitalu, w izolacji. Rzeczy, które wypracowałem w czasie zajęć, można powiedzieć, poszły w powietrze. Dwa tygodnie straty, wypadnięcie z rytmu treningowego, to duży uszczerbek formy w przypadku zawodowego sportowca. To mnie zmartwiło. Naprawdę czułem się świetnie i bardzo liczyłem, że mocno wejdę w ligę. A tu taka niespodzianka - wyjawił Szymański w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
I podkreślił: - W dniu, w którym test wykazał, że dopadł mnie koronawirus przez dwie, trzy godziny miałem podwyższoną temperaturę, 37,5. Ale właśnie dobiegła końca moja kwarantanna. Czuję się doskonale. Kolejne testy, wykonane w szpitalu, były już negatywne. Jestem w stu procentach zdrowy.
Teraz zarem Szymańskiemu nie pozostaje nic innego jak walka o odzyskanie optymalnej formy w barwach Dynama Moskwa.