"Super Express": - W meczu z Mainz do pełni szczęścia zabrakło chyba tylko strzelenia gola, a były dwie dobre sytuacje.
Sławomir Peszko: - Faktycznie, brakuje tej kropki nad i. Ale następny mecz z Hoffenheim gramy w dniu moich urodzin. Postaram się sam sobie sprawić prezent. W meczu z Mainz byłem pewien, że w pierwszej połowie po podaniu "Poldiego" strzelę bramkę. Nie spodziewałem się, że obrońca wróci tak szybko i wybije mi piłkę.
- To chyba obrazuje, jak ciężko grać w Bundeslidze, jak mało miejsca i czasu jest na oddanie strzału?
- To prawda. Jest duży pressing, gra się szybciej niż w Polsce. Poziom jest wyższy i bardzo wyrównany.
- Jesienią Koeln strzeliło 18 bramek, teraz w 5 meczach już 11...
- Cieszę się, że mogę coś wnieść do drużyny. Organizacja gry w defensywie jest coraz lepsza, dzięki temu możemy bardziej ryzykować w przodzie, mamy więcej sytuacji i strzelamy dużo bramek. Wszystko idzie w dobrym kierunku.
Przeczytaj koniecznie: Legia Warszawa kupuje Adama Rooney'a? WIDEO
- Poldi podziękował panu za asystę?
- Podziękował i gratulował mi dobrego występu. Łukasz pomaga mi i podpowiada. Świetnie, że mam na boisku wsparcie u najlepszego piłkarza i kapitana.
- W jakim języku rozmawia pan z "Poldim" i Adamem Matuszczykiem?
- Po polsku. Wprawdzie obaj zaciągają po śląsku, ale komunikacja jest OK (śmiech).
- A jak u pana z nauką niemieckiego?
- Nie jest łatwo, tym bardziej że nie miałem wcześniej kontaktu z tym językiem. Daję sobie pół roku, żeby móc porozumiewać się w miarę swobodnie po niemiecku.
- Gdy opuszczał pan Lecha wielu mówiło, że odchodzi pan z drużyny grającej w Lidze Europejskiej do ligowego słabeusza w Niemczech.
- W Bundeslidze co 2 tygodnie gram mecze z takimi rywalami, jak Bayern czy Schalke. W takich spotkaniach mogę się tu dużo nauczyć. Z Poznania nie uciekłem, to był mój świadomy wybór. A mecz Lecha z Bragą na pewno obejrzę i będę kibicował kolegom.
- A jak porówna pan doping i atmosferę na trybunach w Kolonii i Poznaniu?
- Gdy prowadzi się 4:1, jak my w niedzielę, to wrzawa jest tu ogromna. Ale w meczu Lecha z Manchesterem City było podobnie, a może nawet głośniej. Na mecze ligowe w Kolonii przychodzi ok. 45 tysięcy ludzi, więc podobnie jak na pucharowe w Poznaniu.