Sławomir Peszko to były reprezentant Polski, ale kariery wciąż nie skończył. Jest piłkarzem Wieczystej Kraków, ale obecnie leczy kontuzję. Nakładem wydawnictwa SQN ukazała się jego autobiografia „Peszkografia. Będzie się działo” (jej współautorem jest dziennikarz Sebastian Staszewski). - Uznałem też, że jeśli mamy pisać, to szczerze i o wszystkim. Stwierdziłem, że coś po sobie zostawię – mówi nam Peszko.
„Super Express”: - Długo się zastanawiałeś, czy napisać książkę?
Sławomir Peszko: - Jej współautor, Sebastian Staszewski, chyba o trzech lat przypominał mi co jakiś czas o tym. Na początku nie chciałem, myślałem, że po co opisywać te moje wszystkie perturbacje boiskowe. Ale potem pomyślałem, że grałem w dobrych klubach, miałem relacje z Lewym, z Podolskim, dwa wielkie turnieje, reprezentacja Nawałki.
- Ale nie brakuje kąśliwych opinii: "Nawet Peszko napisał książkę"...
- Mnie to nie rusza. To jest moja historia, moje życie. Jak wysiadłem jako 15-latek z pociągu z Krosna do Warszawy, który jechał 10 godzin, zostałem sam z torbą na Centralnym. Rodzice zapłakani, a ja wyjechałem w wielką piłkę. Dziś to nierealne, żeby zrobić w takiej sytuacji karierę. Po drodze były i piękne chwile, i problemy, które przyciągałem jak magnes.
- Kończy się twoja długa kariera. Czegoś z tego czasu żałujesz?
- Zaprzepaszczonej szansy na wyjazd na Euro 2012 przez aferę taksówkową w Kolonii. Przeżywałem to, moja rodzina także. To nie była mała aferka, to była bomba, która była mielona przez trzy dni. Selekcjoner Smuda przyjechał do Niemiec, "Bild" mnie miażdżył, publikując zdjęcia celi.
- Pamiętasz pierwszą rozmowę ze Smudą po tej aferze?
- Nie ma cię w kadrze - zakomunikował od razu. - Niech trener przyjedzie, porozmawiamy, wyjaśnimy - broniłem się. Niestety, stało się tak, że przyjechał, ale na posterunek policji i tam wyjaśniał. W tamtym czasie bym mu ręki nie podał i on o tym dobrze wie.
- Potem mieliście jakiś kontakt?
- 9 lat nie. Spotkaliśmy się trzy miesiące przed jego zatrudnieniem w Wieczystej. Podałem mu rękę i powiedziałem: "Czy to jest ten Franz, który wyp... mnie z kadry?". Na to Smuda: "Szpaczek" ty się nic nie zmieniłeś...". Trzy miesiące później był moim trenerem, miałem z nim świetny kontakt i traktował mnie jak syna.
- Już dawno przylgnęła do ciebie łatka człowieka, który nie wylewa za kołnierz.
- Nie walczyłem z tym. Na początku mówiłem sobie, że może podam ze dwie osoby do sądu, zrobię nagonkę, żeby się ludzie bali. Ale potem pomyślałem, że po co, przecież to się wydarzyło. Mam się tłumaczyć z tego, że po meczu idę na imprezę i lubię się pobawić. Tak robiłem, a w poniedziałek na treningu potrafiłem na maksa odkupić winy po sobotniej imprezie.
- Potem zacząłeś z tego wizerunku nawet korzystać. Reklamowanie alkomatów, wódka "Peszko".
- Ktoś powiedział, że stworzyłem piłkarza popkultury. Kibice też w sobotę idą na imprezę, na drugi dzień mają kaca i tak dalej. I może ktoś powie: "Ten Peszko to normalny chłop, nie udaje żadnego gwiazdora". Potem jednak sobie pomyślałem, że nie wypada, żeby ta relacja była aż tak bliska. A zdarzały sę sytuacje, że kibice podchodzili i mówili: "Peszkin, wypijemy coś?".
- Często to się zdarza?
- Na każdej imprezie.
- Alkohol jest dużym problemem w polskiej piłce nożnej?
- W światowej. Grałem w Anglii i tam też mocno się dzieje. We Włoszech piją winko. Może problemem jest to, że tam mają umiar, a u nas jest z tym problem. U nas z niczym nie ma umiaru, jak cos można, to na maksa. Bo było w czasach jak grał Boniek, potem Hajto, czy potem kadra Nawałki. To będzie przy każdej kadrze, nigdy się nie zmieni.
Rozmawiał Przemysław Ofiara