- To pierwszy mecz w mojej karierze, podczas którego nagi człowiek wbiegł na murawę - przyznał "Super Expressowi" Sobiech. - Siedziałem już wtedy na ławce rezerwowych i nieźle się uśmiałem, bo było z czego. A golas dostał sporą owację od publiczności.
"Super Express": - Coraz częściej zdarzają się takie przypadki. Jak to skomentujesz?
Artur Sobiech: - Ja bym na pewno w takiej roli nie wystąpił (śmiech). Ludzie trochę się pośmiali i szybko zapomną o całej sytuacji. Ale zapewne nasz klub zapłaci karę, bo to gospodarz meczu ponosi w Niemczech odpowiedzialność za takie zajścia.
- Dlaczego zszedłeś z boiska w 70. minucie?
- Doznałem naciągnięcia mięśnia. Czekają mnie 3-4 dni przerwy w treningach. Będzie teraz pauza w lidze ze względu na mecze reprezentacji, więc spokojnie się wykuruję.
- Byłeś zawiedziony brakiem powołania na mecze z Czarnogórą i San Marino?
- Przyjąłem to spokojnie. Skupiam się na grze w klubie, myślę, że idzie mi coraz lepiej. Drugi raz z rzędu wyszedłem w podstawowym składzie, razem z Mame Dioufem, i gra nam się coraz lepiej. W meczu z Mainz dostałem tak idealną piłkę od Stindla, że musiałem to zakończyć celnym strzałem głową. Odnotowaliśmy najlepszy start w historii klubu w Bundeslidze. W czterech meczach zdobyliśmy 9 punktów. Tylko cię cieszyć.