Tęsknota łamie Krzynówka

2009-01-07 6:00

Jacek Krzynówek to jeden z największych twardzieli w reprezentacji. Na boisku nie sposób go złamać. Ale poza nim się łamie z... tęsknoty za rodziną, która wyjechała do Polski. A on siedzi samotnie w Niemczech.

- Ta rozłąka jest straszna, czasami już nie wytrzymuję psychicznie - zwierza się "Super Expressowi" Jacek Krzynówek (33 l.). - Gdy rodzina była przy mnie, to nawet jak w klubie się nie wiodło, to po treningu zamykałem drzwi za sobą i zapominałem o tym, byłem z najbliższymi. A bez nich? Człowiek przyjeżdża do czterech ścian. Patrzy w telewizor albo sprawdza w Internecie i czyta to, co wypisujecie na tematy piłkarskie (śmiech).

- To czemu puścił pan żonę i córkę do Polski, skoro tak męczy się pan bez nich?

- Chcieliśmy z żoną, żeby Wiktoria poszła do szkoły w Polsce. Nie chcieliśmy "targać" jej po całym świecie. No i teraz musimy się przemęczyć. Na szczęście córka - po uzgodnieniu z nauczycielką - dostała pracę domową na miesiąc i mogła przez cały grudzień być z Anetą (żona Krzynówka - przyp. red.) w Wolfsburgu. Z kolei na święta i sylwestra ja pojechałem do kraju. Teraz czekam na ferie zimowe córki, wówczas obie moje panie przyjadą do mnie.

- Chciałby pan wrócić na stałe do Polski i grać tutaj?

- Gdyby to ode mnie zależało, to wyniósłbym się z Wolfsburga natychmiast. Ale wszystko zależy od trenera Magatha.

- Ponoć Legia, Górnik i Śląsk są lub były zainteresowane pana osobą?

- Nie ma co wymieniać nazw klubów. Wszystko zależy od tego, czy trener Magath zgodzi się na mój transfer, czy nie. Więc wszystkie pytania o moją przyszłość należy kierować do niego. Im ja więcej o tym mówię, tym gorzej dla mnie.

- Transfer do Energie Cottbus to też bajka?

- To raczej tylko niesprawdzone doniesienia prasowe. Nie wiem, czy ktoś z Cottbus rozmawiał z naszym trenerem.

- Czyli szanse na odejście z Wolfsburga zimą są niewielkie?

- Wolfsburg sprzedał do Bielefeld grającego na mojej pozycji Rumuna Munteanu i wiele wskazuje na to, że Magath mnie zatrzyma. Ostatnio przeczytałem w niemieckiej prasie wypowiedź Magatha, że skoro odszedł z drużyny Munteanu, to Jacek musi zostać.

- Pod koniec ubiegłej rundy dał panu jednak więcej szans gry zarówno w Bundeslidze, jak i Pucharze UEFA...

- I chyba wykorzystałem te szanse, bo z każdej strony byłem chwalony. Tylko nasz trener jakoś tego nie dostrzega.

- Nie grał pan ostatnio w turnieju halowym we Frankfurcie...

- To nic nie znaczy. Na turniej pojechało 12 chłopaków. Ja nie gram w hali od 2002 roku, gdy miałem operowane kolano. W tym czasie trenowałem razem z kolegami, którzy nie pojechali do Frankfurtu.

- Ciężko było?

- Ciężko, jak zwykle u Magatha. Już pierwszego dnia przed południem godzina piętnaście biegania. Po południu ponad godzina gry na boisku, ale na połówce. Drugiego dnia podobne bieganie i znów gierka, już na całym boisku. Zakwasy mam straszne. Jutro lecimy na zgrupowanie do Hiszpanii. Potem wracamy do Niemiec. A 25 stycznia przyjeżdża do mnie żona z córką. Wówczas może być już tylko lepiej.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze