Grosicki, który grał wtedy Rennes, od dawna marzył o grze w Premier League. Chociaż nie miał pewnego miejsca w pierwszym składzie, to przez dwa sezony nad Sekwaną potrafił strzelić wiele efektownych goli i dorzucić do nich kilka asyst. Bo najważniejszym celem "Grosika" ciągle było spełnienie marzeń o grze w Anglii.
Podbijali stawkę
„Tak! Kamil Grosicki w Anglii. Został kupiony przez Burnley” – ogłosił „Przegląd Sportowy” na okładce. Okazało się jednak, że dziennik pospieszył się z informacją, gdyż po wysłaniu gazety do druku, a po zakończeniu „Deadline Day”, okazało się, że polski skrzydłowy jednak nie dołączy do beniaminka angielskiej elity. Jak się okazało, przedstawiciele Rennes, tuż przed zamknięciem okna transferowego, podnieśli swoje oczekiwania finansowe. Zaryzykowali, licząc na to, że Anglicy zgodzą się dopłacić kilka milionów euro pod presją czasu. Burnley, zniesmaczone tymi nagłymi zmianami, wycofało się z negocjacji.
Rozczarowany Grosicki musiał wrócić do Polski, aby dołączyć do reprezentacji na zgrupowanie w Warszawie. Przed powrotem usunął ze swoich mediów społecznościowych zdjęcie z planowanego lotu na testy medyczne do Manchesteru. Czekał go mecz eliminacji mistrzostw świata z Kazachstanem...
A Burnley? Jak gdyby nigdy nic ogłosiło na Twitterze (teraz to już na X), że zakończyło Deadline Day. W komentarzach fani pytali o losy Grosickiego, który na szczęście w końcu spełnił marzenia. Ostatecznie trafił do Anglii. I zagrał w Premier League. Najpierw reprezentując barwy Hull City, a następnie West Bromwich Albion.