Po raz ostatni gola dla naszej reprezentacji strzelił trzy lata temu, w towarzyskim meczu z Meksykiem w Chicago. W sobotę przełamał fatalną passę. Jego bramka w 27. minucie meczuĘ z Czechami dała nam prowadzenie.
- Fajnie, że ta bramka padła w tak ważnym spotkaniu - mówi Paweł Brożek (25 l.). - Cieszę się, bo długo na to czekałem. Podobnie jak na powołanie do kadry, przecież było z tymĘ sporo zamieszania. Ale jestem cierpliwy i to się opłaciło. Mam nadzieję, że tym meczem udowodniłem, iż warto na mnie stawiać. Teraz w kolejnych meczach muszę tylko potwierdzić, że to nie był przypadek.
Brożek od pierwszej minuty grał bardzo agresywnie. Okazało się, że takie polecenie wydał mu Leo Beenhakker. - Mieliśmy zaatakować Czechów zaraz po pierwszym gwizdku i to się udało. Już na początku meczu miałem starcie z Davidem Rozehnalem, ale skoro miało być ostro, to było ostro. Odczułem to zderzenie, mocno mnie zabolało, ale nie pękłem - cieszy się "Brozio", który przy swojej bramce doskonale rozegrał piłkę z Kubą Błaszczykowskim.
- Dwa lata temu strzeliłem podobnego gola dla Wisły w meczu z Feyenoordem. Wtedy też podawał Kuba. Zawsze wzorowo nam się współpracowało. Kuba to dobry piłkarz, a dobry z dobrym na boisku zawsze się dogada - śmieje się napastnik Wisły, który cieszy się, gdy słyszy słowa Beenhakkera o tym, że to mają być jego eliminacje.
- Chciałbym, aby tak było. Jeden występ to jednak za mało. Poczekajmy. Teraz jedziemy do Bratysławy. Na Słowacji łatwo nie będzie. Ale tam też chcemy wywalczyć trzy punkty.