„Super Express”: - Robert Lewandowski znów skupił na sobie uwagę kibiców w Polsce swym wywiadem i poruszanymi w nim tematami. A jak pan oceni moment jego udzielenia?
Zdzisław Kręcina: - Moim zdaniem niepotrzebnie został upowszechniony przed meczami o punkty w eliminacjach mistrzostw Europy. To nie był wywiad – błahostka, jakich wiele, więc może się odbić na zgrupowaniu. Tym bardziej, że zapewne nie wszyscy z jego uczestników mieli czas wysłuchać całości półtoragodzinnej rozmowy, nie wszyscy się nad nią zastanowili. A sama rozmowa może budzić emocje i powodować niesnaski.
- Znajdą się tacy, którzy po słowach kapitana będą na niego patrzeć spode łba?
- Być może wydźwięk tego wywiadu zostanie „przykryty” przybyciem Grzegorza Krychowiaka i Kamila Grosickiego, ale w kuluarach dyskusja jednak się odbędzie. Oficjalnie nikt zastrzeżeń nie zgłosi, ale niektórzy zawodnicy mogą krzywym okiem spoglądać na Lewandowskiego.
- Jaka – pana zdaniem – była intencja udzielenia tego wywiadu?
- Myślę, że Robert chce zrzucić z siebie odpowiedzialność – to po pierwsze. Po drugie – przygotowuje się do rozbratu z reprezentacją.
- Powiedział to wprost w tej rozmowie.
- Owszem – że ogłosi decyzję po zakończeniu eliminacji mistrzostw Europy. Ale przecież po meczu z Albanią w Tiranie jasnym stać się może, że już się finałów nie doczekamy, i wtedy Robert pożegna się wcześniej. Bo przecież prochu już nie wymyśli.
- Ale jeszcze mógłby poprawić swe osiągnięcia: zagrać trochę meczów, strzelić kilka bramek…
- Tak na marginesie: nie robiłem dokładnych analiz, ale jak się policzy jego bramki dla kadry, to może nawet połowa z nich przypadnie na rywali klasy Gibraltaru, San Marino, Armenii, Azerbejdżanu. Jak tu porównywać je z bramkami Laty czy Szarmacha, strzelanymi Włochom, Holendrom itp.
- Gol jest golem – powiedzą kibice.
- Mają prawo, choć to zbyt płytkie patrzenie na piłkę. Przecież nawet w klasyfikacji „Złotego buta” dla najlepszych strzelców ligowych w Europie bramki zdobywane w topowych ligach – gdzie o nie znacznie trudniej – mają inną wartość.
- Dobra, wróćmy do intencji „Lewego”. Nie przyjmuje pan argumentu, że chce tym wywiadem zmobilizować zespół przed meczami eliminacji ME?
- Gdyby te słowa o „braku osobowości” były autorstwa innego piłkarza, może bym uznał, że ktoś w końcu nie wytrzymał, poczuł się mocny i chce zrobić coś dla drużyny. Natomiast taki apel w wykonaniu „Lewego” nie przyniesie rezultatu.
- Dlaczego?
- Bo nie ma siły przebicia, mówiąc o osobowości, o charakterze. Ja przeżyłem wielu kapitanów reprezentacji Polski, których poznałem osobiście. Szanuję Maćka Żurawskiego, Kubę Błaszczykowskiego, teraz „Lewego”, ale kapitanem z prawdziwego zdarzenia – takim trochę „chamem” w pozytywnym znaczeniu – był Jacek Bąk. To był gość potrafiący „opier…” - czy to w szatni, czy na boisku. Potrafił powiedzieć mocne słowa lepszym od siebie piłkarzom, i nikt nawet nie pisnął. Bo w jego wykonaniu to było wiarygodne.
- A Lewandowski nigdy nie zarządzał drużyną?
- No właśnie. I tak szczerze mówiąc, niestety, nie mamy w tej chwili w reprezentacji człowieka, który potrafiłby to robić.
- Co – zdaje się – pokazała „afera premiowa”, do której też wrócono w wywiadzie…
- Ale nie mam wrażenia, by „Lewy” ją do końca w tej rozmowie wyjaśnił. Zresztą gdyby był prawdziwym przywódcą drużyny, powiedziałby wtedy w Katarze krótko: „Panowie, podzielę to sam, każdy będzie zadowolony, a wy się skupcie na meczu z Francją”
- W wywiadzie padły też mocne słowa o PZPN, w kontekście „żenującego tematu”, czyli ostatnich wpadek wizerunkowych. Słusznie?
- Tak jak prezes PZPN nie powinien publicznie mówić o tym, co się dzieje wewnątrz reprezentacji, tak żadnemu zawodnikowi – choćby rzeczywiście „zgrzytało”, jak w przypadku Mirosława S. - nie wypada się wypowiadać na niektóre tematy związkowe. Te luźne dywagacje – „nie badałem nikogo alkomatem” – nie przystoją nawet takiej postaci, jak Lewandowski.
- Ale udział pana S. w oficjalnej delegacji związkowej był żenujący!
- Tak. Tylko że gdyby w Kiszyniowie było 2:1 dla nas, a nie 2:3, nikt by na tę jego obecność nie zwrócił uwagi. Wynik decyduje o wszystkim, a za wynik odpowiedzialni byli piłkarze.
- Pańskie generalne wrażenia po wysłuchaniu tego wywiadu?
- Był do niego świetnie przygotowany przez fachowca. Wszystko jest w tej rozmowie tak wysterowane, żeby na Instagramie nie dostać po łbie, żeby na Facebooku wypaść dobrze, żeby agencja Ani nie miała do niego pretensji...