- Mam nadzieję, że po następnym spotkaniu rzeczywiście będzie na moim koncie 101 meczów, ale trochę już jestem zmęczony tym liczeniem. Tyle się mówiło przed USA o moim jubileuszu, że nie do końca mogłem się skupić na grze. Cała ta otoczka była z jednej strony bardzo przyjemna, ale z drugiej trochę męcząca. To piękne mieć tyle meczów w reprezentacji, jednak jestem świadomy, że tak naprawdę nie mogę się równać z takimi piłkarzami, jak Lato, Boniek, Deyna czy Szymanowski. Oni odnosili wielkie sukcesy z kadrą, napisali jej historię, a ja się tylko do niej dopisałem - przyznał Żewłakow, który bardziej niż o sobie wolał mówić o innych kolegach z kadry.
Przeczytaj koniecznie: Hobby trenerów Ekstraklasy
- Na pewno na duże pochwały zasłużyli Adam Matuszczyk, Ludovic Obraniak i Kuba Błaszczykowski - powiedział Żewłakow.
- To były nasze najmocniejsze ogniwa. Z przebiegu meczu możemy być częściowo zadowoleni, bo było trochę dobrych momentów. Nie zapominamy też, że do ideału wciąż bardzo daleko. Popełniliśmy dwa poważne błędy, a pod koniec meczu przeżywaliśmy horror, kiedy rywal przycisnął. Jest więc trochę pozytywów i trochę negatywów. Ważne, że nie przegraliśmy kolejnego meczu i strzeliliśmy dwa gole. Moim zdaniem tendencja jest wzrostowa - ocenił Żewłakow, który przyznał niedawno, że chciałby w kadrze dotrwać do EURO 2012.
To oznacza, że realne jest osiągnięcie przez niego granicy 120 meczów w reprezentacji.