15 lat temu Kapuściński trenował w Amice Wronki, w której koordynatorem grup młodzieżowych był... Skorża. - Z dwóch zespołów juniorskich tworzono jeden. Trener Skorża przekazał mi informację, że znalazłem się wśród zwolnionych. Nie miałem do niego wielkiego żalu, zdawałem sobie bowiem sprawę, że jako piłkarz kariery nie zrobię, doznałem zerwania więzadeł krzyżowych i z trudem dochodziłem do pełnej sprawności. Poza tym miałem już sprecyzowane plany na przyszłość, chciałem podjąć studia - wspomina Kapuściński.
Zobacz: Puchar Polski: CZTERY DO ZERA, Błękitni ograli frajera
Od 2012 roku Kapuściński prowadzi Błękitnych, którzy są rewelacją tegorocznego Pucharu Polski (wyeliminowali m.in. Cracovię). - Dla takich chwil warto było budować zespół od podstaw, bo przecież z niektórymi pracuję od 10 lat. Nawet jeśli przegramy z Lechem, to i tak dla Stargardu zrobiliśmy bardzo dużo. Zapanował taki boom na piłkę, że rodzice masowo przyprowadzają dzieci, chcą, żeby trenowały w naszym klubie. Na pewno większość piłkarskiej Polski będzie dzisiaj trzymać kciuki za nas, kopciuszka ze Stargardu, w walce z ligowym potentatem - mówi.
Przeczytaj: Puchar Polski: Cracovia rozbita przez Błękitnych. Totalna klapa Pasów
Kapuściński twierdzi, że jego piłkarze przystąpią do meczu z Lechem z wiarą w zwycięstwo. - Kilku z nich stać na grę w wyższych klasach, wszyscy mają świadomość rangi dwumeczu, który może decydować o ich przyszłości. Postaramy się o niespodziankę. Fajnie byłoby jeszcze zagrać z Legią w finale - kończy.