Wicemistrz olimpijski z Turynu startował u boku rywali z Ukrainy, Estonii, Słowenii i Słowacji. W ostatnich zawodach PŚ przed igrzyskami wydawało się, że ustabilizował strzelanie, a jedyne kłopoty miał z nie zawsze idealnie przygotowanymi nartami. Tymczasem na treningu w Whistler wróciła niepewność. Dwa pudła w pozycji leżącej trochę zaskoczyły Sikorę.
Przeczytaj koniecznie: Areny 2010: Tu Polacy powalczą o medale
- Musiałem biegać dwie rundy karne, ale strzelanie to jedyne, co zawiodło - mówi Sikora. - Szkoda, bo na ostatnich treningach właśnie z tej pozycji strzelałem bardzo dobrze - dodaje nasz biatlonista, który poza tym czuje się bardzo dobrze.
- Forma jest dobra i optymistycznie podejdę do pierwszego startu na igrzyskach - zapewnia.
W czwartek Sikora odpoczywał po dawce ciężkich treningów. Chciał nawet pozwiedzać Whistler (15 minut jazdy autobusem z wioski olimpijskiej), ale słynny kanadyjski kurort będzie musiał obejrzeć innym razem. W czwartek rozpadał się najpierw śnieg, potem dołączył deszcz. Pan Tomek dmuchał na zimne i nie chciał ryzykować kolejnego przeziębienia. Poprzednie dopadło go już w Kanadzie. Lekarze na szczęście wdrożyli błyskawiczną i skuteczną terapię.
Patrz też: Ratowali Sikorę czym się dało
Jedyne, czego teraz naprawdę się obawia, to pogoda. Jeśli w niedzielę będzie padało jak w poprzednich dniach, to...
- Na samą myśl ciarki mnie przechodzą - wyznaje Sikora, który jak wielu narciarzy nie lubi pokonywania grząskiej trasy przy temperaturze na pograniczu zera.
Niestety, najświeższe prognozy przewidują w Parku Olimpijskim w Whistler podobną aurę jak ostatnio. W sobotę i w kolejnych trzech dniach ma być plus 2-3 stopnie, z opadami śniegu i deszczu.