Dwa polskie zespoły w półfinale Ligi Mistrzów, a tym samym pewny udział naszej drużyny w wielkim finale, Puchar Challenge w rękach Bogdanki Lublin oraz finał Pucharu CEV z udziałem Resovii – oto dotychczasowy dorobek męskiej siatkówki klubowej w tym roku, a przecież decydujące starcia w dwóch najważniejszych pucharach dopiero przed nami. W półfinale Ligi Mistrzów dojdzie do polsko-polskiej konfrontacji Aluronu Zawiercie z Jastrzębskim Węglem. Ten mecz odbędzie się 17 maja w Łodzi w ramach turnieju Final Four. Taki układ par oznacza, iż w wielkim finale Ligi Mistrzów – i to po raz piąty z rzędu! – zobaczymy ekipę znad Wisły.
Wilfredo Leon ma europejski puchar! Poprowadził swój klub po złoto po siedmiu latach
Z trzech polskich drużyn uczestniczących w ćwierćfinałach Ligi Mistrzów sztuka awansu nie udała się jedynie Projektowi Warszawa, który wygrał co prawda 3:0 z Halkbankiem Ankara, ale padł w złotym secie 12:15. To dlatego nie doczekaliśmy się historycznego osiągnięcia, czyli trzech naszych zespołów w topowej czwórce Starego Kontynentu.
Jastrzębski Węgiel z awansem do Final Four Ligi Mistrzów! Wielkie święto polskiej drużyny
Na placu boju pozostał w LM Aluron po wyeliminowaniu Lueneburga i Jastrzębski, który musiał odrobić stratę z pierwszego meczu z Olympiacosem Pireus (2:3). Zrobił to pewnie i bez problemów. Wygrana 3:0 zapewniła mistrzom Polski półfinałowe starcie LM z rywalem zza miedzy. Będzie to też swego rodzaju rewanż za finał ubiegłorocznego play-off PlusLigi, w którym triumfowali jastrzębianie.
Historyczny wyczyn polskiej siatkówki klubowej. To się stało już piąty raz z rzędu!
W latach 2021–2023 finał LM wygrywała Zaksa, a w 2024 roku Jastrzębski Węgiel uległ w nim Itasowi Trentino. Przed rokiem polskie kluby zgarnęły dwa z trzech pucharów europejskich, w tym sezonie wciąż mają szansę na komplet trzech trofeów. Na razie jedno zdobyła Bogdanka.
Nie możemy się zakochać w obrazie naszej siatkówki
– To jest oczywiście kolejny dowód siły naszej ligi, ale z drugiej strony nie jest przecież tak, że należy się w tym stanie naszej siatkówki zakochać i jedynie podziwiać swoje odbicie w lustrze – obrazowo komentuje dla „SE” Ireneusz Mazur.
Nie możemy wpaść w samozadowolenie i uważać, że jesteśmy tacy super. Nigdy tak nie jest, trzeba bronić tego, co jest, a by temu sprostać, należy mieć w lidze kolejnych mocnych graczy, postawić sobie nowe wyzwania czy wdrożyć pomysły – wskazuje.
Jednocześnie zauważa, że ta powtarzalność polskich sukcesów ma też inne uzasadnienie. – Zgadzam się, że polska siatkówka nie spoczywa na laurach, ale powiedzmy sobie szczerze, że pewne rzeczy wynikają także ze słabości siatkarskiej Europy – podkreśla Mazur.
Trudno odmówić szkoleniowcowi pewnej racji: w końcu polscy uczestnicy Ligi Mistrzów przeszli fazę grupową pucharów 2024/25 jak burza, nie napotykając realnej konkurencji, a w ćwierćfinale – poza Projektem – także trafili na stosunkowo łatwe przeszkody. W Pucharze Challenge pierwsze poważne wyzwanie czekało Bogdankę w... finale, wcześniej spotykała się z przeciwnikami z o wiele niższej półki. Podobnie było z Resovią w Pucharze CEV, która dopiero w półfinale musiała się nieco bardziej wysilić. To nie wina naszych drużyn, że nie mają wielkiej konkurencji, ale potwierdza to tylko, że większość pucharowych zmagań polega na walce silnych polskich drużyn z drużynami z krajów bez mocnych lig. Bo tylko Włochy i Turcja są w stanie wystawić drużyny mogące nawiązać walkę z ekipami znad Wisły.
– Jesteśmy mocni, Włosi także, trochę się nam jednak zawęziła stawka potentatów. Ale my i tak mamy robić swoje, bo jeśli choćby przez moment wyda nam się, że jesteśmy już tak dobrzy, iż możemy odpoczywać, to wtedy właśnie trzeba pracować dwa razy więcej. Bowiem to właśnie może być sygnałem początku pewnej słabości, zresztą w wielu obszarach: ekonomicznym, organizacyjnym, szkoleniowym – kończy były selekcjoner.