– Bazujesz na stworzonym systemie – mówił nam belgijski szkoleniowiec. – Tylko że potem zawsze nadchodzi kryzys. I jeśli sobie z nim poradzisz, wygrasz. Nie przypominam sobie dużej imprezy, przez którą zwycięski zespół przeszedłby jak burza od początku do końca, bez przeszkód po drodze. Jeśli takie przypadki były, to wyjątkowo nieliczne. Możemy przypomnieć sobie Francuzów na początku igrzysk w Tokio, czy Włochów w mistrzostwach Europy 2021. Te drużyny rosły w trakcie zawodów, potrafiły odbić się w ciężkim momencie i zabłysnąć. Nam to się udało w 2018 r. Triumfująca ekipa nie musi wcale zacząć imprezy dobrze – dodawał Vital Heynen, który przyznał też, że samo zdobycie złota było dla niego czymś zupełnie wyjątkowym.
Łukasz Kaczmarek ciągle męczy się na boisku. Ze skutecznością jest na bakier, nie było przełomu
Heynen: Nie będę się czuł jak jakiś gów... trener
– To było wyczynem ponad najśmielsze marzenia człowieka z małego miasteczka w kraju, z którego szkoleniowcy nigdy nic podobnego nie osiągnęli w żadnym sporcie – z przejęciem mówił nam selekcjoner. – Ja przecież nigdy nawet nie grałem jako zawodnik za granicą. Zawsze w pracy trenerskiej myśli się o czymś wielkim, ale to przeszło oczekiwania, spełnienie było całkowite. I dzięki temu nie są mnie w stanie załamać żadne porażki, czy słabsze momenty w pracy. Nie będę się nigdy po nich czuł jak gów... trener, czy jakiś nieudacznik, bo zawsze w głowie zostanie mi wspomnienie tego, czego dokonaliśmy przed czterema laty. I zawsze pomyślę: „Wow!”.
Heynen nawiązał też do oczekiwań, a raczej ich braku po słabszym okresie kadry i nieudanej przygodzie z nią w 2017 r. jego poprzednika na trenerskim stołku, Włocha Ferdinando De Giorgiego.
– Przypomnę, że przystępowaliśmy do MŚ 2018 jako zespół numer 10 poprzednich mistrzostw Europy, naprawdę humory nie były za wesołe. Wracaliśmy z dalekiej podróży – wspominał. – Niektórzy chyba zapomnieli jak trudna była wtedy sytuacja kadry, pojawiały się nawet głosy, że nie wszyscy siatkarze powinni nadal grać w reprezentacji Polski. W tych okolicznościach złoto było czymś kolosalnym.
Heynen był też pytany przez „SE” o pierwsze momenty po ostatniej piłce zwycięskiego finału z Brazylią i świętowanie.
Andrzej Wrona przeprosił kibiców PGE Projektu, po czym szeroko się uśmiechnął. Chodzi o wynik meczu
– Nie umiem sobie przypomnieć, co pomyślałem wtedy, tym bardziej że celowo ustaliłem z zespołem, iż nie rozmawiamy o zdobyciu mistrzostwa świata, tylko o wygraniu meczu z Brazylijczykami. Po ostatniej piłce trzeba było trochę ochłonąć, by przyswoić to, co się właśnie wydarzyło. Najmilszym uczuciem było oglądanie szczęścia całego zespołu – opowiadał nam Heynen. – Potem poszedłem na samotny spacer, bo zawsze to robię. Połaziłem trochę w nocy, a kiedy wróciłem do hotelu, zespół był już w znakomitym nastroju. Wydaje mi się, że niektórym świętowanie przeciągnęło się na całą noc...