„Super Express”: – Jaka jest wasza recepta na sukces? Można prosto odpowiedzieć?
Łukasz Żygadło, dyrektor sportowy Norwida Częstochowa: – Pewnie można, ale wykonanie wcale nie jest łatwe. Przede wszystkim wszyscy dobrze trenują. Nie jest to jedynie kwestia selekcji, wybrania zespołu, ale też jego prowadzenia, zarówno przez pierwszego trenera, jak i cały sztab dookoła. Wykonują dobrze swoją robotę, a chłopakom się chce. Przy budowaniu składu trzeba znaleźć balans, mieć wyczucie.
Strumień łez po tym, jak Japończycy potraktowali Aleksandra Śliwkę. Dobitniej się nie da
– Jak wygląda przejście wybitnego siatkarza do roli klubowego menedżera?
– Zajmuję się siatkówką od 30 lat i uważam, że fakt, iż byłem rozgrywającym, pomaga mi w tej pracy. Jeśli grasz na tej pozycji, to często musisz pewne rzeczy niepasujące do siebie sklejać, próbować układać na boisku. To, że grałem w kilkunastu klubach w wielu krajach i byłem w wielu rozmaitych siatkarskich sytuacjach, nauczyło mnie pewnych rzeczy, szerszego spojrzenia. Dlatego, budując częstochowski zespół, zastanawiałem się nad tą układanką tak, jak to ja bym miał w nim grać. I patrzyłem pod tym kątem na to, co było potrzebne w Norwidzie. Znałem większość sprowadzanych zawodników, a jak nawet któregoś nie znałem, to miałem dobre źródła, żeby się sporo dowiedzieć i mieć pewność, czy to jest to, czego byśmy chcieli. Oczywiście teoria teorią, ale później w praktyce trzeba te elementy jeszcze pospinać i to nie jest do końca tak, że wybierasz ten zespół, ale po prostu na co dzień musisz pracować i doglądać wszystkich klocków. Jeżeli tylko siatkarze mają otwarte głowy, dobre warunki do trenowania i grania, to się zwykle zaczyna składać. Robimy krok po kroku. I idziemy do przodu.
– Jesteście chwaleni za wyłowienie na rynku nieoczywistych siatkarzy, takich jak atakujący Patrik Indra. Dla niektórych Czech to może być facet znikąd, a przecież rządzi w PlusLidze.
– Indrze przyglądałem się od jakiegoś czasu. Znam go także stąd, że rozmawiałem z osobami, które miały go pod opieką, gdy jeszcze był młodszym zawodnikiem. Mogłem więc poznać sporo opinii o nim, nie tylko tych czysto sportowych. No i wydawało mi się, że to jest właśnie ten zawodnik, który pasowałoby nam do koncepcji. Jego siatkarska charakterystyka na przykład mi jako rozgrywającemu bardzo by odpowiadała. W tym wszystkim trzeba pamiętać także, że mamy ograniczenia budżetowe i paszportowe związane z liczbą obcokrajowców na boisku. Nasza główna idea polegała na tym, że jako beniaminek, który się utrzymał, chcemy zrobić krok do przodu. I pokazać na zewnątrz, że jesteśmy klubem, który się buduje i ma aspirację, by mocno zaistnieć w PlusLidze. Żeby to zrobić, trzeba było przekonać zawodników, dobrego trenera, pokazać sponsorom, że idziemy w dobrym kierunku.
Andrzej Wrona zmienił się nie do poznania! Specjalna metamorfoza siatkarza, porównał się do legendy
– Pewnie niełatwo to było zrobić przedostatniej drużynie poprzedniego sezonu?
– Najtrudniej przekonać zawodników, którzy mają ambicje grania w kadrze, a mamy takich, czy tych, którzy są w kadrach zagranicznych. A później przekonać dobrego trenera, żeby pospinał to wszystko, mimo że sam do końca tak naprawdę nie wybierał zespołu.
Czeski huragan nadciągnął nad PlusLigę. „Przeciwnicy nas jeszcze nie znają”
– Trener Igor Kolaković wybrał inną propozycję zanim zaczął na dobre pracować w Częstochowie. Jak duży to był problem?
– Przed wszystkim nie było tak, że powiedzieliśmy mu „Igor, chcemy cię zatrudnić w Norwidzie i buduj skład”. Przecież trener z takiej półki przede wszystkim musi wiedzieć, jakie są możliwości, jaki zespół jest do stworzenia, więc my tę ekipę częściowo już zbudowaliśmy i pokazaliśmy jak to puzzle by wyglądało. Zawodnicy chcieli mieć dobrego trenera, trener chciał mieć dobrych graczy, jako klub chcieliśmy mieć ciekawy, walczący zespół, więc to się tak poukładało. Jednak później trener dostał ofertę z Turcji i odszedł. Na początku była mała konsternacja, ale dzięki temu, że szeroko działaliśmy, jeśli chodzi o rynek szkoleniowców, wróciliśmy do kandydatów, z którymi rozmawialiśmy wcześniej i padło na Cezara Silvę.
– I, jak teraz widzimy, świetnie udało wam się przykryć niefortunną sytuację z serbskim trenerem.
– Potrzebowaliśmy szkoleniowca, który odpowiednio podejdzie do pracy z zawodnikami, tym bardziej że tylko trzech zostało z poprzedniego składu i ta budowla jest kompletnie nowa. Zwykle potrzeba kilku meczów ligowych, żeby wszystko się pozazębiało i by zawodnicy zaczęli rozumieć mechanizmy. Grywałem już w takich zespołach jako siatkarz, no i obserwuję, że tutaj występuje to samo. Chwalę chłopaków za to, że szybko się zrozumieli i za to, że gdy się ogląda naszą siatkówkę, to wydaje mi się, że może się to podobać.
Wilfredo Leon powiedział wprost, jacy są Polacy. Wskazał, czego moglibyśmy uczyć się od Kubańczyków
– To dla was duże zaskoczenie, że tak dobrze wystartowaliście, biorąc pod uwagę te wszystkie uwarunkowania?
– Kiedy budowaliśmy skład, mieliśmy kilka rozmów w gronie prezesów na temat oczekiwań i ja od początku mówiłem, że nie stawiam konkretnego celu. Zależało mi, by dobrze trenowali, walczyli w każdym meczu. Mając nowy zespół, nie jesteś w stanie przewidzieć wszystkiego, ale powtarzałem, że widzę w tej drużynie potencjał. Nie powiem, że oczekiwałem wygranych z mistrzami Polski z Jastrzębia, Zaksą, czy Projektem, ale mocno wierzyłem w naszą pracę. Mimo że nie stawiano nas w roli kandydatów do wysokich miejsc. Z doświadczenia zawodniczego wiem, że nawet wtedy można bić się o medale, jeśli tylko jest dobra robota i chemia w klubie.
– Jak można porównać wasz budżet w stosunku do najwyższych w PlusLidze?
– Myślę, że to mniej niż połowa.
– I wygrywacie z uważaną za krezusa Resovią, naszpikowanym olimpijczykami Jastrzębskim Węglem, czy wielką Zaksą...
– Uważam, że duże kontrakty powinny być poparte realnym, dużym wkładem zawodnika w drużynę, a to da się w miarę przewidzieć. Jesteśmy klubem opierającym się środkach prywatnych sponsorów. Mamy ich około 70. Wiele firm ma do nas zaufanie, bo wie, że potrafimy dbać o to, żeby ich środki były w odpowiedni sposób wydatkowane. My się dwa, czy trzy razy zastanowimy, zanim je wydamy, i to rozsądnie. I mam nadzieję, że to widać.
Z siatkarskiego parkietu zebrano mnóstwo pieniędzy. Piękna akcja w PlusLidze
– Może być problem, by zatrzymać na kolejny sezon częstochowskie gwiazdy?
– Zobaczymy. Niby jest to już końcówka pierwszej rundy, ale wiadomo, że w Polsce duże ruchy odbywają się na przełomie roku. Staje przed nami zadanie, by myśleć, co będzie w przyszłym sezonie i pracujemy nad tym. Tak jak podkreślałem, chcemy iść do przodu i o tym intensywnie myślimy. Podobnie jak o zapleczu. W liceum Norwida jest akademia siatkarska i też zaczynamy pracować nad tym, żeby łączyć też te światy ze sobą, tak by powstał spójny system szkolenia dla młodzieży wchodzącej do pierwszej drużyny.