Grzegorz Rasiak ma głowę nie tylko do strzelania goli. Tylko nam opowiada o piłce, balecie i... kotach - WYWIAD

2011-12-21 16:05

Grzegorz Rasiak (32 l.) wrócił do polskiej ligi po niemal siedmiu latach i szybko pokazał, że nie zapomniał, jak się zdobywa gole. Jego bramka na Arenie Gdańsk dała Jagiellonii trzy punkty, a jemu - dobry humor na romantyczny tydzień w Paryżu, na który wybrał się zaraz po meczu z Lechią.

"Super Express": - Przy okazji pobytu w Paryżu pewnie negocjowałeś z PSG? Szejkowie budują tam bardzo mocny zespół...

Grzegorz Rasiak: - (śmiech) Nie, ta liga jest raczej dla superszybkiego Irka Jelenia i zwinnych Afrykanów. Moje predyspozycje skierowały mnie do Włoch i Anglii. A w Paryżu byłem z żoną po raz siódmy czy ósmy i na pewno nie ostatni. Cały tydzień zwiedzania, byliśmy też w operze na balecie. Fantastyczna sprawa.

- Tak szybko wyjechałeś po meczu z Lechią, że nie było nawet kiedy zapytać o pierwszego gola po powrocie do polskiej ligi.

- Fajne, że padł szybko, już w moim drugim meczu dla Jagiellonii i że strzeliłem go na tak cudownym stadionie. Widziałem w karierze wiele obiektów, ale ten aż zapiera dech w piersiach. Mając taki stadion, Lechia ma naprawdę ogromny potencjał.

- Jak się zmieniła polska liga przez te lata, kiedy cię tu nie było?

- Kiedy wyjeżdżałem z Polski, w Ekstraklasie rządził Sebastian Mila. Wracam, a Mila znów bryluje. Bramki strzelali wtedy Frankowski i Niedzielan, popisywał się Marek Zieńczuk i tu też bez zmian, czyli wszystko po staremu. Ale poważnie mówiąc, różnica polega na tym, że mamy teraz lepszych cudzoziemców. Wrażenie robi na mnie zwłaszcza Rudniew.

- Przed tobą wrócili Żurawski i Wichniarek. Oni też liczyli na udany comeback, a skończyło się klapą...

- Nie obawiam się, że ze mną będzie podobnie. Zagrałem w karierze prawie 500 meczów, strzeliłem około 150 bramek. Przez ostatnie miesiące nie mogłem grać, bo Cypryjczycy blokowali wydanie certyfikatu, ale nie zaniedbałem się. Uciekło mi siedem ligowych spotkań, jednak nie uciekła forma. Myślę, że 2,5 sezonu pogram jeszcze w Polsce na odpowiednim poziomie.

- Podobno jeśli chodzi o aklimatyzację w Białymstoku, najbardziej martwiłeś się o... kota.

- Coś było na rzeczy, ale na szczęście kot zaaklimatyzował się w jeden dzień. Ma duży ogród, jest zadowolony. Na jego przykładzie widać, że w życiu nie można niczego przesądzać. Kiedyś twierdziłem, że nigdy nie zagram na Cyprze i nie będę miał kota. I na Cyprze zagrałem, tam też kupiłem kota (śmiech).

- Studiowałeś ekonomię i głowy używasz nie tylko do zdobywania goli, ale też do inwestycji. Jakie poleciłbyś na ciężkie czasy?

- Sytuacja jest niepewna, ciężko coś polecać. Najlepsze teraz byłyby chyba inwestycje w dzieła sztuki. Na przykład obrazy młodych utalentowanych malarzy.

Najnowsze