Przystępując do ćwierćfinałowego starcia w Hamburgu, obie drużyny... nie bardzo miały się czym pochwalić w kontekście realizacji oczekiwań swych kibiców. Francuzi w czterech wcześniejszych grach turniejowych nie zdobyli gola z gry (w piątym - jak się okazało - również nie), a zwycięstwa zapewniały im... samobójcze gole rywali. Portugalczycy z kolei w momencie rozpoczynania gry w Hamburgu mieli na koncie 244 minuty od ostatniej bramki, jaką zdobyli w drugim meczu grupowym, z Turcją! I dorzucili kolejne 120...
Choć więc po obu stronach mieliśmy konstelacje wielkich gwiazd światowej piłki – z Cristiano Ronaldo i Kylianem Mpappe na czele – nie obstawiano raczej wielkich snajperskich fajerwerków. Wielkiego widowiska – mimo klasy obu jedenastek – też raczej się nie spodziewano, bo przecież mecze w 1/8 finału obie raczej „przepchnęły”, niż wygrały. Zwłaszcza Portugalczycy, którym do pokonania przeciętnych Słoweńców potrzebne były karne.
I tych fajerwerków faktycznie nie było. Tak naprawdę gorąco zrobiło się dopiero po godzinie gry, kiedy w odstępie 120 sekund „gotowało” się w polu karnym Francuzów. W roli głównej wystąpił jednak „Magic” Mike Maignan. Pewnie nikt nie miałby do niego pretensji, gdyby drogę do jego siatki znalazł albo strzał Bruno Fernandesa w długi róg, albo uderzenie Vitinhi z 8-10 metrów. W obu przypadkach jednak golkiper Milanu był bezbłędny, a „w międzyczasie” oszczędził go Joao Cancelo, którego „rogal” był ciut za mało „zakręcony”.
To było mocne ostrzeżenie dla Francuzów, i nieco nimi potrząsnęło. Randal Kolo Muani przypomniał więc Portugalczykom, że i „Trójkolorowi” mają swoje żądła. „Spacyfikował” go jednak wślizgiem Ruben Dias, chroniąc swój zespół od niechybnej – jak się mogło wydawać – bramki.
Diogo Costa mógł być bezradny, gdyby nie opisana wyżej interwencja swego stopera. Potem jednak bronił bezbłędnie, choć krótko przed upływem 90 minut smaku na gola nabrał N'Golo Kante, a już w doliczonym czasie – Kylian Mbappe. Bohater serii „jedenastek” w 1/8 finału w obu przypadkach był jednak na posterunku, fundując w ten sposób uczestnikom meczu i kibicom drugą tego dnia dogrywkę na EURO. A tę już po 130 sekundach mógł - powinien! - rozstrzygnąć CR7. Ale zagrał zupełnie nie jak on...
Przewagę w dodatkowych 30 minutach mieli Portugalczycy. Pomijając opisaną wcześniej sytuację Ronaldo, najlepszą okazję miał w 108. minucie Joao Felix – po jego „główce” piłka trafiła jednak tylko w boczną siatkę. A że zrywy Ousmane Dembele też nie przynosiły efektów, Michael Oliver zarządził drugą w tych mistrzostwach Europy - i drugą z udziałem Portugalczyków! - serię rzutów karnych!
W wojnie nerwów nie mylili się kolejno: Dembele, Cristiano Ronaldo, Fofana, Bernardo Silva i Kounde. Przy stanie 3:2 dla Francuzów, Joao Felix przymierzył w słupek! A że nie pomylili się później Barcola i Hernandez, bramka Nuno Mendesa nie miała znaczenia. Wicemistrzowie świata wygrali 5:4 i w półfinale spróbują zatrzymać rozpędzonych Hiszpanów!
Portugalia - Francja 0:0 karne 3:5
Portugalia: Diogo Costa – Joao Cancelo (75. Semedo), Pepe, Ruben Dias, Mendes – Vitinha (119. Matheus Nunes), Palhinha (90. Neves), Bruno Fernandes (75. Conceicao) - Bernardo Silva, Cristiano Ronaldo, Rafael Leao (106. Joao Felix)
Francja: Maignan - Kounde, Upamecano, Saliba, T. Hernandez - Kante, Tchouameni, Camavinga (91. Fofana) – Griezmann (67. Dembele) - Kolo Muani (86. Thuram), Mbappe (106. Barcola)
Żółte kartki: Palhinha - Saliba