"Super Express": - Jakiego meczu się pan spodziewa?
Roy Makaay (były reprezentant Holandii): - Wiele będzie zależało od tego, jak on się ułoży. Na razie na tym turnieju, poza nielicznymi wyjątkami, dominuje futbol taktyczny, skupiony na bronieniu dostępu do własnej bramki. Mam wrażenie, że wszyscy są świadomi, że przy tak wyrównanym poziomie odrobienie nawet jednej bramki może okazać się bardzo trudnym zadaniem.
- Nie brakuje opinii, że o tytuł zagrają drużyny grające nudny futbol. Co pan na to?
- Oczywiście, rozumiem takie zdania. Po ostatnim mundialu, w którym nie brakowało zwrotów akcji, wielu bramek teraz mamy turniej dużo bardziej taktyczny. Można odnieść wrażenie, że w wielu meczach niewiele się dzieje, ale to tylko gra pozorów. Zawodnicy zostawiają mnóstwo zdrowia na boisku, jest sporo poruszania się po nim, natomiast nie ma zbyt dużo elementu ryzyka.
- Na tym turnieju wielu narzeka na grę reprezentacji Anglii, która w opinii wielu prześlizgnęła się do półfinału. Pan także jest w tym gronie?
- Ale w nim jest. Do Anglików uśmiechało się szczęście, ale z drugiej strony - w tak kluczowych momentach jak czas doliczony w meczu przeciwko Słowacji - różnicę potrafił zrobić Jude Bellingham. W meczu ze Szwajcarami triumfował pragmatyzm, dlatego nie wolno ich lekceważyć.
- Słowa krytyki spadały także na Holandię, szczególnie po meczach fazy grupowej. Jak patrzy pan na drużynę „Oranje” prowadzoną przez trenera Ronalda Koemana?
- Myślę, że w grupie brakowało nam trochę szczęścia. Mecz z Polską powinniśmy rozstrzygnąć znacznie wcześniej. Z Francją nie uznano nam, prawidłowego według mnie, gola. Owszem, mecz z Austrią nie wyglądał najlepiej, ale już w meczu 1/8 nie pozostawiliśmy żadnych wątpliwości, kto jest lepszy, a w starciu przeciwko Turcji pokazaliśmy niesamowitą wręcz wolę walki.
- Holandia długo czekała na ten medal. Na EURO 20 lat. Dlaczego tyle to trwało?
- Każdy turniej to inna historia. Myślę, że w kluczowych momentach coś zawodziło. Pamiętam rok 2008, kiedy jak burza przebrnęliśmy przez fazę grupową, aby potem potknąć się na Rosji. Podobnie być trzy lata temu, kiedy nieoczekiwanie ulegliśmy Czechom. Teraz udało się nam uniknąć tego scenariusza.
- Jak zatem widzi pan szanse Holandii w półfinale?
- Nie da się ukryć, że na papierze, to Anglicy są faworytami. Ale to tylko jeden mecz, jedna sytuacja może wszystko zmienić, więc o niczym bym nie przesądzał.
- Anglicy w przeciwieństwie do waszej drużyny mają za sobą dwie dogrywki. Czy to będzie miało jakiekolwiek znaczenie?
- Bądźmy poważni. Na tym etapie 60 minut więcej nie powinno robić różnicy. Obie drużyny zagrają z olbrzymią pasją i zaangażowaniem. Stawką jest finał, więc tutaj nie będzie żadnych kalkulacji. Gramy, aby przejść do historii.