Julia Szeremeta zdobyła pierwszy po 32 latach medal dla Polski w boksie. - To mnie nie zadowala. Idę po złoto - zadeklarowała pięściarka, która w środę powalczy o finał igrzysk Paryż 2024. Ten sukces bardzo przeżywał trener Tomasz Dylak. - Dla mnie sukces Julki jest spełnieniem marzeń. Śniłem o tym od momentu przejęcia kadry. Od początku mówiłem o medalu olimpijskim. Wierzyłem w to. Uwierzył również cały sztab i dziewczyny. Czym było bliżej tych igrzysk, to czułem ogromną presję i miałem obawy, czy to na pewno się uda. Dlatego, jak Julka wygrała, to puściły emocje. Płakałem jak dziecko - mówił trener Tomasz Dylak.
- Jest pan dla tych zawodniczek guru? Potrzebny jest ogromny wysiłek, żeby sobie je tak podporządkować i dać im wiarę w sukces.
Tomasz Dylak: - Możliwe, że w jakiś sposób jestem ich guru. Wydaje mi się, że wiara, która jest we mnie i wewnętrzna charyzma obudziła też wiarę w dziewczynach. To było widać po tych zawodniczkach. Julka to w ogóle jest taka, że wierzy, iż jest najlepsza na świecie. Nawet bez podziału na kategorie. Ona siebie uważa za najlepszą pięściarkę i największą gwiazdę. Wyjdzie do każdej zawodniczki z myślą, że wygra tę walkę. Na pewno stworzyliśmy coś świetnego. To jest nowa wiara.
- Aż 32 lata czekaliśmy na medal dla Polski w boksie. Od brązu Wojciecha Bartnika w 1992 r. w Barcelonie.
- W końcu udało się to odczarować. Wiedziałem, że ten medal nie jest tylko samym medalem, ale jest początkiem odbudowy polskiego pięściarstwa. Wiem, że tak będzie. Skoro zrobiliśmy już jeden krok, to teraz pójdziemy na całość. W naszych głowach jest teraz wielki plan. Jesteśmy gotowi na wielkie poświęcenia.
- Julia Szeremeta o finał powalczy na słynnej arenie na kompleksie tenisowym im. Rolanda Garrosa. Tam będą się odbywały półfinały i finały. To coś zmieni?
- To tylko i wyłącznie pomoże to Julii. Ona uwielbia publiczność, flesze, muzykę i światła. Nie boimy się tego. Cieszymy się na występ w takim miejscu. Nikogo nie oczerniając, to media jednak odpuszczały polski boks, nie do końca wierząc w możliwość zdobycia medalu. Była w nas taka wewnętrzna złość, że dajcie nam szansę, a my ją wykorzystamy.
- Tę walkę o finał stoczycie na terenie Igi Świątek. To będzie miało dla was jakieś znaczenie?
- Na pewno tak, bo to jest miejsce wyjątkowe i bardzo znane. I spróbujemy powalczyć jeszcze lepiej niż Iga (śmiech). Jesteśmy w stanie zdobyć to złoto, chociaż wiadomo, że to będzie bardzo trudne. Tym bardziej, że najpierw czeka Filipinka, a to bardzo ciężka rywalka. Ale Julka chyba udowodniła już, jaką jest zawodniczką i że jest w stanie zrobić niespodziankę.
- Podobno lubi flesze i uwagę, ale jest jednocześnie nieśmiała. To może się łączyć?
- Tak, może się łączyć, ponieważ ona naturalnie jest bardzo nieśmiałą dziewczyną, jednak w ringu pokazuje swoją duszę i tak jakby czekała na to, wchodziła między liny i dopiero tam się otwierała. Tak jakby jej dusza walczyła i jej to sprawia radość. Ona się czuje tam całkiem inną osobą, tak jakby znalazła w życiu coś, przez co może pokazać swoją osobowość i swoją wewnętrzną charyzmę.
- Ma pan jakiś wzór trenerski?
- Pokażę wam, co mi daje ogień i motywację (Trener w tym momencie wyjął swój telefon i zaczął pokazywać zdjęcia swoich najbliższych oraz oraz Feliksa "Papa" Stamma i Andrzeja Gmitruka, red.), Mój syn, którego kocham najbardziej, ale przez 260 dni w roku nie mogę z nim być. Moja córeczka, która urodziła się trzy miesiące temu, a widziałem ją przez zaledwie siedem dni. Mój tata, który zmarł na raka w lutym (w tym momencie trener rozpłakał się). Nie doczekał spełnienia marzeń, a był wielkim fanem. To dzięki niemu poszedłem w pięściarstwo.