Do tej dramatycznej sytuacji doszło 11 kwietnia 2017 roku. Autokar z piłkarzami Borussii Dortmund na pokładzie ruszał spod jednego z hoteli, by dowieźć drużynę na stadion. Wtedy jednak niedaleko pojazdu eksplodowały ładunki wybuchowe.
Ranny w tym zdarzeniu został Marc Bartra, bowiem rozbita w wyniku wybuchu szyba poważnie rozcięła jego rękę. Hiszpan musiał jakiś czas pauzować, ale nie doznał większych obrażeń. Poza nim nikt specjalnie nie ucierpiał, a jakiś czas później złapano podejrzanego w tej sprawie.
Który wkrótce został też oskarżony o usiłowanie zabójstwa 28 osób. To 28-letni Siergiej W. Obecnie przed sądem w Dortmundzie toczy się proces w tej sprawie. Rosjanin przyznał się do zorganizowania zamachu i podłożenia ładunków, ale w poniedziałek zeznał, że... nie chciał, by ktokolwiek ucierpiał w wybuchu - Głęboko żałuję mojego zachowania. Bomby skonstruowane były tak, by nikt nie odniósł obrażeń. Chciałem dokonać ataku, żeby Borussia odpadła z Ligi Mistrzów. Nie chciałem jednak nikomu zrobić krzywdy, ciężko ranić, czy też zabić. Przepraszam za to - powiedział oskarżony.
Początkowo mówiono, że motywem zamachu była chęć zarobienia pieniędzy przez Siergieja W. W wyniku wybuchu i późniejszego odpadnięcia z Ligi Mistrzów kurs akcji Borussii miał gwałtownie spaść, na co postawił Rosjanin. Zdaniem prokuratury mógł na tym zarobić nawet pół miliona euro. Co ciekawe w poniedziałek adwokat mężczyzny przyznał, że powód ataku był zgoła odmienny. Niemieckie media informują, że chodziło o... zawód miłosny. Ponoć W. nie mógł znieść rozstania z partnerką, która zaplanowała wyjazd do Australii.