Do tych mrożących krew w żyłach wydarzeń doszło tuż przed wtorkowym meczem Ligi Mistrzów pomiędzy Borussią Dortmund a AS Monaco. Autokar wiozący piłkarzy BVB na stadion Signal Iduna Park został zaatakowany, a w jego pobliżu eksplodowały trzy ładunki wybuchowe. Pojazd został uszkodzony, m.in. pękły szyby, a ucierpiał obrońca drużyny Marc Bartra, który natychmiast został przewieziony do szpitala i poddany operacji kontuzjowanej ręki. W wyniku zamachu obrażenia odniósł też jeden z policjantów eskortujących autokar.
Wciąż nie wiadomo, kto stoi za podłożeniem bomb. Spekulowało się, że związek z tym aktem terrorystycznym może mieć Państwo Islamskie. To właśnie wynikało z listów, które odnaleziono w pobliżu miejsca wybuchu, jednak nie jest pewne, czy pisma są autentyczne. Choć ostatecznie wszystko skończyło się dobrze, bo nikt bardzo poważnie nie ucierpiał, to okazuje się, że zawodnicy Borussii byli dosłownie o włos od tragedii.
Zajmująca się tym zamachem niemiecka policja doszła bowiem do wniosku, że piłkarze BVB ledwie uszli z życiem! Gdyby ładunki eksplodowały zaledwie sekundę wcześniej, to w tym momencie mówilibyśmy nie tylko o rannych, ale nawet zabitych.
- Gdyby bomby wybuchły sekundę wcześniej, wówczas fala uderzeniowa uszkodziłaby cały autobus, a nie tylko jego część. A to mogłoby spowodować nie tylko dużo poważniejsze obrażenia, ale nawet śmierć pasażerów - powiedział rzecznik policji w rozmowie z "Bildem". Piłkarze mogą więc mówić o ogromnym szczęściu. Tylko jak skupić się na grze w piłkę w sytuacji, gdy kilkadziesiąt godzin wcześniej ledwo uniknęło się śmierci?