Zespół ze stolicy Gór Świętokrzyskich rok temu przeszedł w ręce prywatnego inwestora. Do tego czasu klub był na garnuszku miasta, co wielu osobom w Kielcach się nie podobało. Do niektórych działań zarządu można było mieć sporo wątpliwości, ale jasnym było, że dopóki Korona nie przejdzie w prywatne ręce, o zachodnie standardy będzie ciężko.
Większościowym udziałowcem na początku ubiegłego roku stał się Dieter Burdenski. Niemiecki bramkarz jest legendą Werderu Brema. Po zakończeniu piłkarskiej kariery zaczął działać w biznesie. Jak pokazała przyszłość, był to dobry ruch z jego strony. Wraz z nowym właścicielem, do Korony zaczęto ściągać wielu zawodników.
Jednym z nich był syn Dietera Burdenskiego, Fabian. Kibice polskiej ligi kojarzyli go już z występów w Wiśle Kraków. Do Białej Gwiazdy ściągnął go Franciszek Smuda, który zna się z obecnym właścicielem klubu z Kielc. Już wtedy pojawiły się głosy, że Burdenski szuka pracy swojemu synowi.
Ponownie zrobiło się o tym głośno, gdy 26-latek zasilił szeregi Złocisto-Krwistych. Burdenski wielkiej kariery na polskich boiskach nie zrobił. Zagrał raptem kilka spotkań i na początku tego roku zniknął z radarów. Okazuje się, że mimo braku gry i treningów Niemiec... regularnie inkasował pensję.
Przyznał to Krzysztof Zając, prezes Korony, w ostatnim wywiadzie dla portalu cksport.pl. - Kontrakt Burdenskiego obowiązywał do 30 czerwca tego roku. Do tego czasu był na liście płac klubu mimo braku gry i treningów. Umówiliśmy się z zawodnikiem, że jego tu nie będzie przez pół roku, a potem jego kontrakt zostanie rozwiązany. To jest stricte biznesowe rozwiązanie, które jest i dla Korony, i dla piłkarza pozytywne - powiedział Zająć. Cóż... Ekstraklasa w pełnej krasie.