Pomysł z długofalową współpracą z Ivanem Djurdieviciem Lechowi nie wypalił. Były piłkarz Kolejorza został zwolniony po porażce z Lechią Gdańsk. Na taki ruch ze strony władz klubu zanosiło się już jednak wcześniej, a ostatnie spotkania były szansą na przetrwanie dla trenera. Ten jej jednak nie wykorzystywał w oczach osób decyzyjnych.
Najpoważniejszym kandydatem na objęcie posady szkoleniowca w Poznaniu stał się Nawałka. Jak donosił "Przegląd Sportowy" w ubiegłym tygodniu były selekcjoner prowadził wielogodzinne rozmowy z przedstawicielami Lecha. Choć wiele kwestii zostało poruszonych, nadal nie wiadomo, czy Lech zdecyduje się zatrudnić Nawałkę.
Wszystko może się rozbić o pieniądze. Jak pisał dziennikarz "Super Expressu", Piotr Koźmiński, według nieoficjalnych informacji 61-letni szkoleniowiec miałby zarabiać w Poznaniu 150 tysięcy złotych miesięcznie. Byłby to jeden z najwyższych kontraktów trenerskich w historii Ekstraklasy.
Na tym wydatki Lecha nie skończyłyby się. Jak informuje portal sport.pl Nawałka chce aby klub zatrudnił aż ośmiu jego współpracowników. W tym gronie znaleźli się m.in. Bogdan Zając, Jarosław Tkocz, czy Bartłomiej Spałek, a więc twarze doskonale znane z reprezentacji. Według wyliczeń dziennikarzy Kolejorz musiałby wydać na takie zmiany aż 5 mln złotych. Dlatego w kręgu zainteresowań Lecha są inni trenerzy, na czele z byłym selekcjonerem reprezentacji Słowenii, Matjazem Kekiem.